XVI halowe finały – Artykuł Lektor Starszy – Postawa której się nie kupi – FAIR PLAY!
Za nami druga część XVI halowych finałów, tym razem swoje mecze rozgrywała kategoria Lektor Starszy. Przyjeżdżaliśmy z nastawieniem, że na hali ZS im. Armii Krajowej w Bielsku – Białej, zobaczymy kawał dobrego futbolu. No i nie zawiedliśmy się. Tak też było! W grupie A większość stwierdziła, że awansem podzielić się mają Jawiszowice i Rajcza, zaś o dobry występ i jak najlepsze zaprezentowanie się mają powalczyć pozostałe drużyny. Oczywiście nikt nie chciał przekreślać szans Oświęcimia, Cięciny czy Skoczowa. Jednak wciąż działa majestat „galaktycznej Rajczy”. Kiedy widzisz na boisku Worka, Ficonia, Wydrę, to wiesz, że to jest jeszcze to pokolenie, które wygrywało mistrzostwo halowe i superpuchar bez większych problemów, bo byli poza zasięgiem innych. Respekt nadal mają przeciwne drużyny, bo wiedzą jaki to był zespół, ale trzeba powiedzieć, że to nadal pozostało. Nawet Jawiszowice czuły tremę i lekki paraliż, że stajemy do rywalizacji z „galakticos”! Trzeba było długo poczekać, aż uda im się przeforsować zespół, który może dziś już personalnie nie jest tak mocny jak podopieczni ks. Michała Styły, ale wciąż w sercu ma wspomnienia zdobywanych trofeów z zespołem z sanktuarium Pani Kazimierzowskiej. Wszyscy stanęli do walki o awans, który wywalczyli faworyci, więc niespodzianek nie było w tej grupie. Niespodzianką czy zaskoczeniem była fantastyczna gra Oświęcimia z parafii Wniebowzięcia NMP. Na wielkie słowa uznania zasłużył Adam Kotyla – filigranowy bramkarz, który swoją postawą zachwycał wręcz wszystkich na trybunach. To trzeba jasno powiedzieć, że choć kilku tamtejszych zawodników zagrało fantastyczne zawody, to Adam był w nich największym atutem zespołu z Oświęcimia. Pokonanie Cięciny w ostatniej sekundzie meczu i wygrana ze Skoczowem dały im trzecie miejsce. Nawet strzelili bramkę Rajczy, co dla każdego jest powodem do dumy i satysfakcji. To byli zawodnicy, którzy na pewno wyszli z hali z poczuciem euforii, szczęścia, zadowolenia. Bo jak sami mówili, jechali z nastawieniem sromotnej porażki, a tu proszę, trzecie miejsce w grupie tuż za potentatami. Należą się im słowa wielkiego uznania. Na to miejsce bardzo liczyli lektorzy z Cięciny, gdzie gra była dość ciekawa i miejscami pełna polotu szczególnie za sprawą Dawida Pawlusa, który robił dużo wiatru na boisku, wraz z Szymonem Figurą oraz Patrykiem Juraszkiem. Tylko pytanie: skoro mają potencjał, to czemu go nie wykorzystują w stu procentach? W szatni szukali na to odpowiedzi i chyba nawet tak charyzmatyczny trener jakim jest ks. Bogusław Szwanda nie potrafił na to znaleźć antidotum. Skoczów walczył o jak najlepszy wynik, jednak również ciężko było osiągnąć zadowalające wyniki, ale ile radości w tych chłopakach było z powodu gry. To jest najcenniejsze, że chociaż wyniki były dalekie od satysfakcji, to była radość i zabawa, które przecież mają być czymś najważniejszym na Bosko Cup. Jednak nieraz ta radość mącona była bólem lekkiego urazu, który zmusił do zejścia z boiska, więc skoczowianie kilka razy byli „osłabiani”. Okazało się to tylko teoretyczne, bo w praktyce siły za każdym razem się „wyrównywały” dzięki inteligencji i wielkości jaką posiada zespół z Rajczy, którzy jako pierwsi wykazali się taką postawą. Później naśladowali swoich kolegów również zawodnicy z Cięciny. Tego nie kupisz! Tego nawet trudno na kimś wymuszać! To się po prostu ma! Od lat podkreślano, że inteligencja, kultura gry, postawa, szacunek, koleżeństwo i mądrość gry jaką posiada Rajcza, jest czymś, co czyni ten zespół wyjątkowym i warto podkreślić, że są to cechy fair play, które trzeba zauważać, cenić, krzewić i pokazywać, że zwycięstwo nie może być za wszelką cenę, nie kosztem warunków na które wpływu nie mamy. Bo na boisku najważniejszy jest szacunek do drużyny z którą rywalizujesz, a to jest istota każdego meczu. Dlatego Rajcze, jak i Cięcinę, za postawę „wyrównania sił” na boisku i zejścia jednego zawodnika z własnej drużyny w sytuacji kontuzji zawodnika ze Skoczowa, nagradzamy słowami wielkiego uznania oraz ogromem braw. Cenimy taką postawę i jesteśmy dumni z tego, co prezentują sobą lektorzy starsi! Jeśli już jesteśmy o przy temacie postaw wartości i kultury, nie sposób ominąć temat koleżeństwa i życzliwości do siebie Rajczy i Jawiszowic, które za sprawą osoby ks. Michała Styły, stały się drużynami zaprzyjaźnionymi. Bo im więcej przyjaźni, tym lepsza atmosfera na samym turnieju. Ją we wspaniały sposób kreują jawiszowiccy kibice, którzy już od kilku sezonów w imponującej liczbie pojawiają się na trybunach. Swoim dopingiem wręcz niosą zawodników z parafii MB Bolesnej do zwycięstw i to w imponujący sposób. Od początku weszli ci zawodnicy na hale z poczuciem: chcemy ten turniej wygrać. W zeszłym sezonie wygraliśmy jako lektorzy młodsi, teraz fajnie by było zwyciężyć jako starsi. Czy się uda? Chcemy, ale szanujemy każdy zespół. Jednak grali w każdym meczu poezję, finezję, której trudno nie zauważyć. Tam po prostu jest pewien mechanizm, automatyzmy, które trudno zatrzymać. Oczywiście niesamowitą robotę wykonuje na boisku Szymon Kubiczek, który finalnie został królem strzelców z 11 bramkami oraz uznany za najlepszego zawodnika całych finałów. Trudno się nie zgodzić z organizatorami, bo wybór mógł być tylko jeden. Ten zawodnik robi niesamowitą robotę na boisku, gdzie jest liderem i dyrygentem. Podobnie Krzysztof Raczek, który w ryzach trzyma poczynania defensywy swojego zespołu, jednocześnie zwiększając warianty zagrań w ofensywie, gdzie wykazuje się niesamowitą determinacją przejścia szybkiego z gry pod bramką przeciwnika, do powrotu we własne pole karne. Z tego Krzysztof od lat słynie i to go czyni bardzo uniwersalnym graczem. Właściwie to w tym zespole należy wymienić wielu zawodników, którzy pokazali, że mają wielki i olbrzymi wkład w realizację marzenia, jakim było mistrzostwo. Bo Bartosz Borończyk, Patryk Dętkoś, Piotr Krzywolak oraz pozostali, to zawodnicy, którzy wciąż chcieli być pod grą. Zdobywali bramki, szukali gry na kontakt i uruchamiali skrzydła zespołu, zwiększając zagęszczenie środka boiska tak, by przeciwnik miał mniejsze pole manewru rozgrywania swoich akcji, sami zaś zwiększając opcje ich rozgrywania dla własnej drużyny. To jest ta inteligencja boiskowa, cwaniactwo i dojrzałość, która z każdym meczem w nich rosła, tak by móc koniec końców znaleźć się w finale. Nim to nastąpiło trzeba było odpocząć po meczach grupowych i jeszcze po drodze rozegrać mecz półfinałowy z drużyną z grupy B.
Druga grupa miała w swoich poczynaniach nieco perturbacji. Najpierw dowiedzieliśmy się, że Cieszyn nie przyjedzie, więc terminarz runął i należało poczynić starania, by na nowo ułożyć kolejność meczów. Dla niektórych było to niekorzystne, gdyż musieli rozgrywać mecz po meczu; to dopadło Oświęcim św. Maksymiliana oraz Wieprz i to dla obu ekip skończyło się faktem braku awansu. Grupa B okazała się być bardzo siłową, męską gra i starciem atletów, gdyż postura zawodników szczególnie Pietrzykowic i Straconki wzbudzała wiele emocji. To ich starcie było otwarciem meczów w grupie B, gdzie na dzień dobry przywitał się ze wszystkim reprezentant Kacper Gacek strzelając pierwszą bramkę. Trzeba dodać, że to był kapitalny turniej w jego wykonaniu, jak i całej drużyny kierowanej przez kapitana Mateusza Bogdały, który miał wielki wpływ na grę swojego zespołu. Szczególnie należy docenić Przemysława Mołdysza – bramkarza podopiecznych ks. Krzysztofa Pawełczyka, który w meczach grupowych odznaczał się bardzo dojrzałą grą, dającą komfort spokoju dla całej drużyny. Ta zaś spokojnie w każdym meczu dawała argumenty jednoznaczne, że w tej grupie są po prostu najlepsi, a walkę o drugie miejsce zostawili pozostałym trzem drużynom. Według wstępnych spostrzeżeń, miał mieć najwięcej do powiedzenia Oświęcim, który w 2020 i 2022 znalazł się w TOP4 wśród lektorów młodszych, a to samo pokolenie chciało zwojować kategorię Lektor Starszy. Wszystko szło zgodnie z planem za sprawą Tomasza Kubiesy, który dwukrotnie dość szybko umieścił piłkę w bramce Wieprza. Wydawało się, że kwestią czasu są kolejne bramki. Te nie wpadały do bramki strzeżonej przez Wojciecha Piecucha, ale Dariusz Baran dwukrotnie wyciągał piłkę z siatki i remisem kończy się to spotkanie. Była to wielka sensacja, gdyż Wieprz zagrał z wielką determinacją i zaangażowaniem. Brawa panowie za walkę, zaś Oświęcim św. Maksymiliana musiał szukać odpowiedzi na pytanie: co nie zagrało, że mamy tylko 1 punkt zamiast trzech? Ich trzeba szukać w starciu ze Straconką, która po porażce z Pietrzykowicami wiedziała, że to musi być mecz „trampolina”, który da poprawę morale i nadzieję, że awansujemy. Tego był pewny Szymon Fuczik, korzystający skrzętnie z dalekich podań Dawida Przybyły. Wystarczyły dwa kontakty i tak padły trzy bramki w dwóch meczach: Dawid Przybyła spod własnego pola karnego wrzuca na pole karne przeciwnika piłkę, którą głową strąca do bramki najpierw Oświęcimia, a później Wieprza – Szymon. Widać Straconka słynie z kreatywnych pomysłów rozgrywania akcji. Kiedyś wprowadzili „rewolucyjną” formę omijania możliwości zagrywania przez bramkarza poza połowę piłki po wznawianiu gry, co teraz zabrania regulamin. Teraz już wszystko zgodne z przepisami, ale jakże skuteczna akcja, która doprowadza do zdobycia pięknych bramek. Szymon od zawsze słynął z ciągu na bramkę, a kilka odejść z piłką i przejście prawym skrzydłem dało mu możliwość zdobywania goli tak w grupowych meczach, jak i fazie pucharowej. Precyzja z jaką to robi jest do pozazdroszczenia, ale pamiętamy, że jest z niego niezły „Kozak”, co pokazała nasza zabawa z czasów przerwy pandemicznej. Wieprz był bliski sensacji ze Straconką, ale udało się jej odsunąć widmo straty punktów, a zwycięstwem z Oświęcimiem potwierdziła tylko, że drugie miejsce w grupie jest dla niej. Oświęcim w konfrontacji z Pietrzykowicami właściwie o nic, o honor i godne pożegnanie z turniejem przełyka pigułkę porażki i kończy na ostatnim miejscu. Emocji i miejscami nerwowości było zbyt dużo, więc trzeba było sędziowskich interwencji studzących zapędy wśród zawodników. To w konsekwencji dało nam czerwoną kartkę. Miało być pięknie, ale chyba presja i miano faworyta zadziałało demobilizującą na zawodników z parafii św. Maksymiliana.
Nas czekają fantastyczne dalsze mecze z udziałem zespołów z TOP4 i pytanie jaką parę zobaczymy w wielkim finale? Analiza poczynań boiskowych kazała liczyć na starcie Jawiszowic z Pietrzykowicami. Tyle, że to są opinie ekspertów, zaś boisko weryfikuje wszystko. Półfinałowe starcia rozpoczęły jawiszowickie bramki i przy stanie 2:0 zespół ciągle podkreślał: spokojnie panowie…tylko spokojnie tak ich uśpiło, że Straconka złapała kontakt. Na przerwę schodzili jedni z lekkimi obawami, by utrzymać przewagę i strzelić coś jeszcze, a drudzy z nadziejami, że Jawiszowice są do okiełznania. Kilkakrotnie próbowali podopieczni ks. Grzegorza Piekiełki swojej firmowej akcji, ale piłka zamiast pod, lądowała nad poprzeczką. Niby wiedzieli, niby czuwali jawiszowiccy lektorzy, a jednak pozwolili sobie na szczyptę nieuwagi i niedopilnowania, by na linii Przybyła – Fuczik zaistniało porozumienie. Po wznowieniu gry skrzydła próbowały, szybkimi akcjami i podaniami zaskoczyć „Pszczółki” i udało się Borończykowi podwyższyć przewagę, którą szybko zniwelował Przybyła i znowu „ukąsili” skutecznie. Im dalej w mecz, tym głośniej robiło się na hali, gdzie kibice z parafii MB Bolesnej nie szczędzili gardeł i dopingowali swoich zawodników. Ci im się odwdzięczali fantastyczną grą, która dała im awans do finału z rezultatem 5:2. Straconka znów musiała pocieszyć się grą w meczu o III miejsce, podobnie jak w 2020, który do dziś uważany jest za najlepsze osiągnięcie z czasów gry w kategorii Lektor Młodszy. W drugim półfinale pewne awansu były Pietrzykowice, chociaż po pierwszej połowie był bezbramkowy remis, a Rajcza w tej odsłonie meczu miała dwie stuprocentowe sytuacje, jednak słupek i poprzeczka zaliczane są jako strzały niecelne. Wydawało się, że to będzie starcie na jeden błąd, na jedną bramkę, bo mamy konfrontację naprawdę wielkich drużyn. Dodatkowo Rajcza musiała grać bez Szymona Wydry, który z powodów zdrowotnych musiał zakończyć swój występ w tym dniu na meczach grupowych. Mimo osłabień personalnych galaktyczność była widoczna. Te zagrania, akcje pokazywały jeszcze ciut geniuszu tego zespołu. No i ten geniusz szczególnie dwukrotnie pokazał najlepszy w szeregach drużyny z parafii św. Wawrzyńca – Filip Ficoń, który dubletem wprowadza Rajczę do finału, gdzie czekać nas będzie powtórka z meczu grupowego, podobnie w meczu o III miejsce. Rajcza w półfinale zagrała bodaj najlepszy mecz w tym turnieju, zaś Pietrzykowice, jakby nie ten sam zespół zagrał w tej fazie pucharowej.
„Mały finał” jak często określa się mecz o III miejsce był znów spotkaniem siłowo-atletycznym, które lepiej zniósł zespół z parafii NSPJ w Pietrzykowicach, w końcu przełamując symptom IV miejsca. To wywalczone III miejsce jest dla nich największym sukcesem i jak sami podkreślają, są zadowoleni z tego co pokazali na tym turnieju. Chociaż gdzieś w sercu żal z tego, że zabrakło gry w finale. Straconka zaś nieco załamana, gdyż jak już nie wyżej, to chociaż chcieli powtórzyć najwyższy sukces z gry jako lektorzy młodsi.
Finezja, technika i pokaz inteligencji mieliśmy znów w najważniejszym meczu tych finałów. Po pierwszej połowie również remis uniemożliwiał wskazanie zwycięzcy, chociaż z gry byli lepsi lektorzy z Jawiszowic. Rajcza bardziej niżej grała, chociaż zdarzało się im kilka razy zagrozić bramce Pawła Sojki, ale nieskutecznie. Po przerwie dobrze broniącego Kamila Kąkola przełamali Daniel Rosseger i niezawodny Szymon Kubiczek. Właściwie trzeba powiedzieć, że te bramki to efekt dwóch błędów i braku dyscypliny gry do końca. No, ale tak to już jest, że nieraz galaktyczność obniża swoje loty, schodząc nieco przyziemnie. To też trzeba wykorzystać, co udowodniły Jawiszowice, że można. Zatem to pierwsza sytuacja, że w halowym finale Rajcza przegrywa, gdyż odkąd się pojawili na naszym Turnieju, gdy grali w finale halowym, zawsze zwyciężali.
Zobaczyliśmy tego dnia fantastyczne zawody i piękny futbol w wykonaniu wszystkich zawodników, którzy jednak dali czytelny sygnał organizatorom, że finały również najstarszej wiekowo kategorii, również należy rozgrywać przez dwa dni.