XIV Letnie Finały – Artykuł Niedziela – Ministrant – Efekt ciężkiej pracy
Gdyby ktoś przed finałami powiedział, że w Top 4 znajdzie się Stara Wieś, większość brała by to, jako coś nierealnego, patrząc przez pryzmat tego co było na halowych finałach. Jednak przykład tej drużyny pokazuje, kiedy pracujesz systematycznie i pokornie podchodzisz do wykonania zadania, wówczas sukces przyjdzie. Najpierw podopieczni Bartłomieja Pokładnika zagrali w półfinale z Żabnicą, będącą bardzo trudnym i niewygodnym rywalem. Ten zespół jest poukładany, mający jasno nakreśloną taktykę z mega mocną „gwiazdą” zespołu: Hubertem Pielichowskim. Twarda walka była o każdy centymetr boiska. Oczywiście Żabnica pierwsza próbowała atakować, ale z każdą minutą jakby słabła siła rażenia, a przechodzić trzeba było bardziej w defensywę, która nękana była coraz częściej przez Starą Wieś. Im bliżej końca, tym o wynik bardziej drżała Żabnica, zaś Stara Wieś czuła się coraz pewniej, aż w drugiej połowie zdobyta bramka przez Arkadiusza Nowaka, jeszcze bardziej podkreśliła argumenty za tym, by wygrać to spotkanie i zameldować się w finale, który był wielkim marzeniem tamtejszych ministrantów. No i też tak się stało, oni już tam są, właśnie ci ministrancie, którzy tak ciężko pracowali na treningach, by zagrać w wielkim finale. A z kim? Z Jawiszowicami, które od dnia wczorajszego w kategorii ministranta były najbardziej konkretne w każdym meczu. Podobnie i w meczu z Istebną, bracia Jakub i Ksawery Giza podzielili się bramkami, radując swoich rodziców, a najbardziej ks. Michała Styłę, który jest jednym z najbardziej doświadczonych opiekunów w naszych rozgrywkach. Kiedyś z „Galaktyczną” Rajczą sięgał po mistrzostwo, dziś buduje potęgę Jawiszowice w kategorii ministranta. Zatem w finałowej potyczce zmierzą się zespoły powiedzmy bliżej Oświęcimia, a o trzecie miejsce zagrają „góralskie” ekipy. Mały finał okazuje się być rewanżem za halowy mecz o brąz; znów Żabnica i Istebna stają naprzeciw siebie w przedostatnim meczu finałów w tej kategorii. Zimą lepsi okazali się ministranci z Trójwsi, więc Żabnica miała coś do udowodnienia. Długo to trwało, bo dopiero w drugiej połowie ministranci z parafii MB Częstochowskiej zdobyli jedną bramkę i tym samym odnoszą zwycięstwo. Zatem rewanż się udał i podopieczni Wacława Jurasza i Mateusza Wolnego stanęli na najniższym stopniu podium. Finał również był bardzo emocjonujący, czego potwierdzeniem jest dogrywka. Wydawało się, że Jawiszowice są na tyle mocnym zespołem, że powinny sobie ze Starą Wsią poradzić, ale trzeba jasno powiedzieć: Stara Wieś rosła z każdym meczem, z każdą akcją. Te zespoły spotkały się przecież w grupie i podopieczni ks. Michała wręcz rozgromiły Starą Wieś 6:1; a oglądając finał miało się wrażenie, że w tych biało-czarnych trykotach biegają inni zawodnicy niż to miało miejsce w meczach grupowych. Tu była większa determinacja, wola walki, nieustępliwość i pewność siebie, elementy których było nieco mniej pierwszego dnia; może dlatego był wówczas tak wysoki wynik. Kapitan Jawiszowic Jakub Giza, wraz z bratem Ksawerym oraz Emilem Piechotą czy Mateuszem Walusiakiem musieli wznieść się na wyżyny możliwości, by zagrać coś niekonwencjonalnego, aby zaskoczyć szczególnie rosłych zawodników ze Starej Wsi, gdzie chyba jedynie zawodnik z numerem 4 => Arkadiusz Nowak, był postury zbliżonej do większości jawiszowickich ministrantów. Wiatr na skrzydłach robili Emil Pachota z numerem 13 i niesamowity Ksawery Giza z numerem 15. Jednak piłka niczym od muru odbijała się od obrońców zespołu z jubileuszowej parafii, która niedawno przeżywała 500 – lecie kościoła. No na taką okazję to mistrzostwo w sam raz; to byłby piękny prezent. Jedni i drudzy szukali okazji, a kibice nawet doszukiwali się faulu, byle by tylko ich pupile mieli choćby rzut karny, czy z dogodnej pozycji rzut wolny. Szczególnie w końcówce pierwszej połowy zrobiło się gorąco, kiedy Arkadiusz Nowak wpadł w pole karne, ale filigranowy zawodnik Starej Wsi miał trudno walczyć ciałem z zawodnikiem o lepszych warunkach fizycznych. Już wcześniej ciężko było mu się utrzymać na nogach, a w konsekwencji przepychania oboje upadli, jednak to był zwykły kontakt piłkarski, gdzie nie było mowy o rzucie karnym, którego tak bardzo domagali się kibice jak i ławka rezerwowych Starej Wsi. Gwizdek sędziego milczał, aż w końcu ogłosił koniec spotkania, co oznaczało przy bezbramkowym remisie dogrywkę. Opiekunowie jeszcze bardziej starali się zmotywować zawodników, by jeszcze wytrzymali ciśnienie meczu i wykorzystali chociaż jedną okazje do zdobycia bramki. Prób było wiele, ale skoro nie udawało się zaatakować bramki Norberta Tyrchy, Jawiszowice postanowiły po wznowieniu piłki z autu i rozegraniu w środku pola z dość sporej odległości oddać strzał autorstwa Jakuba Macieja. Piłka jeszcze zmieniła tor lotu po tym jak Mateusz Mentel próbował ją zatrzymać, tym samym myląc bramkarza. To była ta sytuacja, może z pozoru wydawała się pochopnie podjętą próbą, ale jak to mówi porzekadło piłkarskie: jak nie strzelasz i nie dajesz przeciwnikowi okazji do pomyłki, gola nie zdobędziesz. Ten monolit jakim była obrona, w końcu została rozerwana. Wynik utrzymał się do końca spotkania i Jawiszowicom, to co nieudało się zimą, latem osiągnęli i mają mistrzostwo letniego turnieju Bosko Cup. Z przeglądu całego turnieju to właśnie tej drużynie należał się tytuł, za to co zaprezentowali nam kibicom tak pierwszego jak i drugiego dnia finałów. Zaś mecz finałowy był ozdobą całych XIV letnich finałów Turnieju Bosko Cup w kategorii ministranta.