Rozkręcałem się tak jak drużyna – wywiad z Łukaszem Workiem (Rajcza)
Łukasz Worek (Rajcza) – przy piłce na zdjęciu
Łukasz na samym początku wielkie gratulacje dla Ciebie i całej drużyny, za kolejne piąte z rzędu halowe mistrzostwo diecezji.
Dziękuje bardzo, to zaszczyt i wyróżnienie móc wygrywać po raz kolejny mistrzostwo diecezji, aczkolwiek to zasługa całej drużyny.
Dla Ciebie to chyba coś wyjątkowego, bo piąty raz na hali i dwa razy na trawiastych boiskach oraz w superpucharze grasz w finałowych spotkaniach. Można rzec, doświadczony zawodnik z Ciebie i chyba już się przyzwyczaiłeś do tego bycia na szczycie z drużyną. Jakie to uczucie?
Bardzo fajnie móc tyle razy podnosić puchar, aczkolwiek tegoroczny triumf smakuje najlepiej, bo jest zasługą całej drużyny i nie byliśmy stawiani w roli zdecydowanych faworytów. Nasze zwycięstwo było zasługą ciężkiej pracy i poprawy gry z meczu na mecz.
Łukasz jak w poprzednich pytaniach pokazaliśmy, już bardzo długo grasz na Bosko Cup, od której klasy?
Od 5 klasy szkoły podstawowej, bardzo szybko minął czas od mojego debiutu do obecnych finałów.
No więc długo, a zatem czym dla Ciebie jest ten turniej? Jak do niego podchodzisz i co w ogóle sądzisz o samym turnieju, bo przecież na wielu zawodach różnych bywasz jako zawodnik, więc powiedz Ty jako piłkarz, coś o samym Bosko Cup?
Organizacja turnieju stoi na najwyższym poziomie pod względem oprawy, organizacji, przebiegu, poziomu sędziowania, oprawy medialnej oraz atmosfery panującej w czasie finałów. Dla nas młodych to tak jakbyśmy to jakbyśmy grali w najważniejszych rozgrywkach klubowych- Champions League.
A zatem mamy tu turniej ministrancki, na którym już grasz dość trochę, ale właśnie ten sezon można powiedzieć, że jest sezonem Łukasza Worka. Jesteś w formie.
Rozkręcałem się jak drużyna z meczu na mecz, moje ustawienie na boisku zmuszało mnie do ciągłej koncentracji i do bycia liderem, może stąd się to wzięło.
Grupa w której się znaleźliście, była bardzo spokojna. Pierwszy mecz z Bystrą i po eliminacjach wszyscy myśleli, że to schyłek Rajczy. Jednak to co zaprezentowaliście było właśnie galaktyczne. Wynik 6:0 nie pozostawia złudzeń idziecie na „majstra”!
Jadąc na finały typowaliśmy z księdzem grupę w której się znajdziemy, ja obstawiłem Bystrą i Goleszów, dlatego byłem spokojny bo wiedzieliśmy że Bystra będzie grała w osłabieniu. Dla nich to była szansa sprawienia sensacji, a my musieliśmy wygrać. To nas zmobilizowało i dlatego wstrzeliliśmy z takim wynikiem. Warto dodać, że rozstrzygnęliśmy ten mecz po pierwszych 10 minutach wygrywając 5-0. W drugiej połowie graliśmy drugim składem na luzie.
No, ale później z Goleszowem były schody. Trzeba było się namęczyć i powiedzmy szczerze, mieliście dużo szczęścia w tym meczu.
Po pierwszym meczu poczuliśmy się zbyt pewnie, szybkie prowadzenie wprowadziło dekoncentracje i stąd takie schody. Na końcu jednak znów przycisnęliśmy i zmusiliśmy rywala do błędu. Choć remis dawał nam bezpośredni awans.
Pewny awans i bycie w najlepszej czwórce to dla Rajczy poniekąd obowiązek. Jak gra się z taką presją? Widać musicie być bardzo mocni psychicznie, żeby sobie z taką presją radzić.
I tak i nie. Może z zewnątrz była presja na sukces, wszyscy pytali czy „Galaktyczni” nadal będą galaktyczni, ale my w samej drużynie nie nakręcaliśmy się na wielki sukces. Dominowało w nas myślenie Adama Nawałki – każdy kolejny mecz był tym najważniejszym.
Łukasz jak dotykamy presji, wielu mówi, że na eliminacjach jest łatwiej grać niż na finałach. Tam już faktycznie jest presja. Chciałbym Ciebie zapytać, rozegrałeś wiele spotkań na finałach właśnie o jeden znaczący moment: hymn. Co zawodnik czuje kiedy wychodzi na mecz w akompaniamencie hymnu i stoi tam na środku boiska? Jest presja i dodatkowy element, który może stresować?
Czuje jak dodatkową mobilizacje, gdy po raz kolejny mogę usłyszeć ten hymn. Dla mnie działa to zawsze mobilizująco, ale dla innych może to być deprymujące. Eliminacje były dla nas bardzo ciężkie, ponieważ byliśmy rozbici psychicznie rezygnacją pana Iwanka, nieudanymi sparingami z Hałcnowem oraz ciężkim meczem derbowym z Milówką. Ostatecznie te problemy nas zbudowały i staliśmy się silniejsi jako drużyna.
Okazuje się, że wy sobie radzicie z tym elementem bardzo dobrze. No, ale pewnie w parafii są wielkie oczekiwania względem waszej gry, żeby wciąż być na szczycie? I widać z waszej strony sprostujecie tym wszystkim oczekiwaniom.
Podchodzimy do tego bardzo spokojnie, jesteśmy jakąś wizytówką Rajczy, ale traktujemy to bardziej jako zabawę. Nie czujemy żadnej presji.
Jakie emocje w was były, kiedy w niedzielę los was skojarzył z Hałcnowem?
Tym razem ksiądz dobrze wytypował półfinał, obawialiśmy się tego meczu, ale ich radość po losowaniu wywołała w nas sportową złość. Ksiądz przed meczem zmotywował nas jeszcze bardziej, mówiąc „oni już się czują w finale”. My byliśmy lepsi na boisku.
Trudne spotkanie i emocje, może nawet za duże.
Zagraliśmy ten mecz na 110%, bardzo konsekwentnie taktycznie i czekaliśmy na swoje szanse. Wiedzieliśmy że grając cierpliwie osiągniemy sukces, a grając chaotycznie damy argument przeciwnikowi. Ten mecz wygraliśmy wielką walecznością i sportową złością.
No i dodatkowy smaczek z drugą piłką, która wpadła przypadkowo, ponieważ zawodnicy z Pogórza bawiąc się kopnęli piłkę, która wpadła na boisko. No i obowiązkowo sędzia musiał zatrzymać grę.
Dla mnie absolutnie prawidłowa decyzja sędziów, piłka wypadła na boisko dużo wcześniej, gdyby piłka później nie wpadła do siatki, to nikt o tej sytuacji by nie pisał ani nie wspominał. Dzień wcześniej piłka również wypadła na boisko ale mało kto o tym pamięta. Było, minęło
Ale ta sytuacja jest traktowana w kategorii „drugie życie” dla Rajczy!
Tylko w kategoriach dziennikarskich. To był lepszy moment Hałcnowa, ale my też mieliśmy swoje lepsze chwile co udowodniliśmy w dogrywce grając koncertowo.
Ta sytuacja tak naprawdę uratowała wam sytuację i dała możliwość dalszej gry, bo była dogrywka.
Nie zgadzam się z tą opinią, takie twierdzenie sugeruje że wygraliśmy przypadkowo, a przecież po końcowym gwizdu byliśmy o 2 bramki lepsi. Emocjonalnie grający Hałcnów stał się zakładnikiem własnych emocji, piłkarsko byliśmy lepsi
Dogrywka w waszym wykonaniu to koncert. Niczym ten grany w Wiedniu na Nowy Rok.
Zgadzam się, zagraliśmy koncertowo, nasze 2 bramki to pokaz naszej siły. Pierwsza to szybka akcja i kluczowe zagranie naszego najmłodszego Sebastiana Wydry, którego zawodnicy przeciwni lekceważyli, a druga to również szybka kontra z moim wykończeniem.
No i na tej poezji zostaliście w finale, bo tam już nie daliście złudzeń Pogórzu.
Faktycznie to był nasz najlepszy mecz w finałach, byliśmy dziwnie spokojni, a przy tym bezbłędni . Nasza pewność zdeprymowała całkowicie Pogórze i stąd końcowy sukces.
Twoja gra w finale była fantastyczna, pewny w obronie, skutecznie wyprowadzasz akcje i do bólu skuteczny w ataku. To wszystko okraszone dwoma golami! Rewelacyjna gra. Jesteś z siebie pewnie zadowolony?
Tak jestem tego występu bardzo zadowolony. Grałem jako ostatni obrońca, ale moje wejście ofensywne zaskakiwały przeciwników i stąd te bramki.
Szczególnie reakcje po zdobytych golach pokazują, że uwolniłeś z siebie sportową złość, która pozwoliła Rajczy znów zagrać „galaktycznie”. I jak pisaliśmy w naszych felietonach, że „Galaktyczni” nie chcą schodzić na ziemię! Tak jest? Chcecie być na szczycie.
W sporcie zawsze jest łatwiej wejść na szczyt, trudniej jest bronić tytułu mistrza, gdyż każdy podchodzi do nas z wielkim szacunkiem i chce nas pokonać. Dlatego my musimy być coraz lepsi, aby rywale nas nie doganiali.
Jak to jest odbierać puchar mistrzowski piąty raz?
Bardzo fajnie, za każdym razem towarzyszą inne emocje, ponieważ mam coraz większy udział w jego zdobyciu.
Widać tworzycie nadal kolektyw na i poza boiskiem. No i chyba fantastyczna jest atmosfera w zespole.
Bez dobrej atmosfery w drużynie nie da się wygrywać. Nasza drużyna stanowiła kolektyw, wszyscy się uzupełniali i nawet w trudnych momentach walczyliśmy z przeciwnikiem a nie sami z sobą. Każdy dołożył swoją cegiełkę, nawet rezerwowi którzy grali mniej.
Teraz pojedziecie na Mistrzostwa Polski. Poradzicie sobie na arenie całej naszej Ojczyzny?
Traktujemy to bardziej jako nagrodę i wyróżnienie za ciężką prace chcemy zaprezentować się jak najlepiej.
Łukasz zatem życzymy powodzenia w Mistrzostwach Polski, no i mam nadzieję do zobaczenia na turnieju letnim.
Dziękuję i do zobaczenia w następnej letniej edycji.
Jeszcze raz gratuluję sukcesów w finałach halowych.
Dziękuję.