Przebudzenie w drugiej połowie – Kończyce Małe w Superpucharze
To był dobry mecz, może bez fajerwerków, ale ciekawy; w końcu spotkały się dwie najlepsze drużyny w sezonie, aby rozegrać mecz o Superpuchar Bosko Cup. Co nam pokazał mecz, a bardziej co pokazały Kończyce? Na wstępie warto zaznaczyć, że byli osłabieni. Ale jakiego kalibru to było osłabienie? To tak jakby Polska reprezentacja musiała zagrać bez Roberta Lewandowskiego. No to już wiemy, jak ważnym jest zawodnikiem dla tego zespołu Paweł Szostek. Sam Pilorz przyznaje: „Ten brak był bardzo odczuwalny”. Widać to było szczególnie w pierwszej połowie spotkania. Kończyce wyszły bojaźliwi, przestraszeni chyba samej Rajczy, która zawsze we wszystkich przeciwnikach wzbudza wielki respekt i bojaźń. Z rzadka atakowali ich bramkę, jakby nie wierzyli w swoje umiejętności. No ok, Szostek odpowiada w zespole za zdobywanie bramek, kreowanie akcji i nękanie obrońców zespołu rywali. Ale czy tylko jeden zawodnik ma tę sztukę opanowaną perfekcyjnie? Zdobycie korony króla strzelców na finałach letnich to potwierdza, jednak koledzy muszą sobie radzić w tym meczu bez Pawła. W pierwszej połowie oddali inicjatywę całkowicie Rajczy, która skrzętnie to wykorzystała i dość swobodnie zdobyła trzy bramki. „Do zwycięstwa zabrakło nam skoncentrowania i walki od początku. Tak naprawdę zawodnicy obudzili się dopiero na drugą połowę, lecz wtedy było już zbyt późno na odrobienie tak dużej, bo trzy bramkowej straty” – powiedział Przemek Pilorz. Widać dobrze wykorzystali przerwę na mentalne odrodzenie, które było widoczne w drugiej części spotkania. Chociaż jednak trzeba powiedzieć, sama Rajcza w drugiej połowie zagrała nieco słabiej, a Kończyce częściej zagrażały bramce rywali i same poczuły, że można coś więcej zdobyć. No i udało się, ale tylko raz odnaleźć drogę do skutecznego pokonania bramkarza. Jednak, czy można tylko zatrzymać się na elementach błędów, które popełniły Kończyce Małe? Błędy popełniły, bo pierwszy raz grały w meczu o Superpuchar, to i trema była, czemu trudno się dziwić. Przecież kadrowo są młodym zespołem, a okazuje się w konsekwencji wielkim. „Są to młodzi zawodnicy którzy grali swój pierwszy turniej Bosko Cup i od razu wygrana której nie potrafiły osiągnąć nasze poprzednie zespoły. Na kolejnych turniejach wystąpi drużyna w prawie niezmienionym składzie lecz ze zdobytym już doświadczeniem w tym sezonie. tak wiec z optymizmem patrzymy w przyszłość.” – mówi Pilorz. I trudno się z nim nie zgodzić. Bo ten młody zespół, przez zdobyty tytuł, pokazuje, że ma wielkie możliwości. Oczywiście, że pracy przed nim wiele, ale już pokazali, że trzeba się z nimi liczyć i mają potencjał, który opiekunowie Przemek Pilorz wspierany przez Arkadiusza Moczałę muszą umiejętnie wykorzystywać.