Eliminacje Żywieckie 2018/2019: Prawdziwe meczycho na początku
Kiedy rozgrywane są eliminacje żywieckie, wszyscy wiedzą, że tam będą emocje i wysoki poziom. Nie mogło być inaczej i tym razem. 10.11.2018 w Łodygowicach inaugurowaliśmy XI sezon. Najpierw z okazji 100 rocznicy odzyskania Niepodległości odśpiewaliśmy hymn, później modlitwa, losowanie i startujemy. Los skojarzył w grupie A Buczkowice z Żabnicą i to był pierwszy mecz… Mecz? To było meczycho! Szybkie ataki, akcje poukładane i przemyślane, gdzie piłka wędrowała skutecznie do adresata. Wiele akcji, groźne, stuprocentowe szczególnie pod bramką Buczkowic, jednak nie wszystkie wykorzystane. Po pierwszej połowie Żabnica wygrywała 2:0 i tym co zaprezentowała na boisku było to zasłużone prowadzenie. Po przerwie Buczkowice się przebudziły. Dawid Czubińki zmienił pozycję i zamiast w bramce zagrał w polu, a akcje jego drużyny coraz bardziej się zawiązywały i tak jak w pierwszej połowie trudno było „The Blues” zagrozić bramce drużyny z parafii MB Częstochowskiej, tak teraz odkuli się sami i zepchnęli do obrony Żabnicę, co przyniosło bramkę kontaktową. Zawodnicy z parafii Przemienienia Pańskiego poszli za ciosem, i niezmiennie atakowali, a Żabnica nie mogła otrząsnąć się z szoku. Jednak ataki nie przynosiły poprawy rezultatu, a jedna z kontr Żabnicy pozwoliła jej na podwyższeniu rezultatu na 3:1. I od tej sytuacji zmienił się obraz gry: Buczkowice, straciły już nadzieję na lepszy wynik i przygasły, zaś podopieczni ks. Jarosława Bielesza kontrolowali grę i atakowali spokojnie; tyle, że nie skutecznie. Ale mecz prowadzony w szybkim tempie, ani na sekundę nie pozwolił kibicom się nudzić, i był bardzo dobrym prognostykiem, że dziś zobaczymy fajny kawałek futbolu. Apetyty nam w pierwszym spotkaniu rozbudzili zawodnicy, a szczególnie Mateusz Pochopień i Karol Wolny, największe gwiazdy z Żabnicy. Karol z tyłu rządzi niepodzielnie i czyści przed polem karnym, w każdym meczu, jak sam podkreśla: „Ja swoją pracę wykonałem w miarę dobrze, są tam mankamenty które należy poprawić”. No to praca na treningach i będzie chyba już zespół grał na zero z tyłu, bo tak w spotkaniach z Rycerką Górną jak i Leśną stracili również po jednej bramce. A Mateusz dodaje: „nie chcemy słowami, ale chcemy pokazać na boisku, że zostawiamy na nim serce i wiele zdrowia. A to wszystko poparte jest wieloma treningami, na które każdy musi przyjść.” I efekty widać zaraz. Zmienność tempa akcji i umiejętna wymienność pozycji zaskoczyła mistrzów lata poprzedniego sezonu, oraz Rycerkę Górną i wracającą po latach Leśną.
Długo Leśna kazała na siebie czekać. Ostatni raz grali w 2010 roku, ale to co zaprezentował ten zespół raduje oko kibica. Oczywiście z tak dysponowana Żabnicą to szans nie mieli, ale jak udzielili lekcji futbolu Buczkowicom, już było wiadomo, że w barażach nie stoją na straconej pozycji, a wręcz są jednym z mocniejszych kandydatów do awansu. Mają kilku fajnych zawodników, którzy potrafią na boisku dominować i brać ciężar rozgrywania akcji na swoje barki.
Buczkowice zaskoczyły wszystkich! Z zespołu mistrzowskiego, który w czerwcu sięgał po puchar, dziś zostało … nic. Nie ma w zespole życia i magii, która paraliżowała przeciwnika. Bez rezerwowych, ale chyba przede wszystkim bez wiary w możliwość osiągnięcia sukcesu przyjechał ten zespół na turniej. Ale zła atmosfera i problem z emocjami tym najwyraźniej chcieli „zaimponować”, co okazało się ich największym przeciwnikiem. Czy z takim „zawodnikiem” można wygrać mecz? Dopiero, kiedy fochy „usiadły na ławkę”, wówczas Buczkowice zagrały jak mistrzowski zespół w konfrontacji z Rycerką Górną! Ale jeden mecz to za mało, by myśleć o czymś więcej.
W grupie B mieliśmy emocje do samego końca. Najpierw starcie gigantów Rajcza – Radziechowy. Łukasz Worek zdobył bramkę i wszystko miało zmierzać jak każdy mógł przewidzieć do celu, jakim miało być zwycięstwo podopiecznych ks. Michała Styły. Ale okazało się, że jakoś licznik bramek po stronie zdobytych nie zmieniał się, ale na minusie rosło i mamy 2:1 dla Radziechów. Było do przewidzenia, że w obu ekipach najwięcej będą mieć do powiedzenia reprezentanci: Łukasz Worek (Rajcza) i Dawid Kurowski (Radziechowy). Obaj z bramką na koncie. Rajcza nie dała za wygraną, szukała za wszelką cenę chociażby remisu. No i udało się zmusić do błędu zespół spod Matyski, który strzelił samobója. Ale z przebiegu całego spotkania remis był najbardziej sprawiedliwym rozstrzygnięciem.
Jednak największy aplauz i szacunek wszystkich wzbudził młodziutki zespół z Cięciny. Pięknie radziły sobie „maluchy” z Łodygowicami, miejscami nawet prowadząc, ale suma summarum skończyło się przegraną. Nawet wielkiej Rajczy strzelili dwie bramki. Ci młodzi chłopcy, jeśli tylko będą chcieli przyjeżdżać na turniej, za dwa lata będą jedną z najlepszych drużyn, bo już teraz widać niesamowity potencjał, a jeszcze kiedy do tego dojdą lepsze warunki fizyczne, to przyznam będzie ogień. Warto wspomnieć w tym miejscu również rewelacyjnego taktyk, żywiołowo reagujący ks. Bogusław Szwanda, który właśnie mądrze poukładał zespół, a jego brak w ostatnim meczu potwierdził, ile znaczy trener dla zespołu. Podpowiedzi i to, że żyje tym co na boisku niczym Diego Simeone czy Antonio Conte, okazują się być bardzo ważne dla tego młodego zespołu.
Wszystko wskazywało, że Rajcza zgodnie z tradycją awansuje z pierwszego miejsca. Ale Radziechowy uciekały spod „topora” jak tylko się dało. Najpierw z Łodygowicami przegrywali, jednak samobójcze trafienie dało im remis, no i znów Dawid Kurowski pokazał się z najlepszej strony, a piękna bramka z dystansu po obiciu obu słupków dała na minutę przed końcem cenne 3 punkty. No i teraz w konfrontacji z Cięciną należało strzelić więcej niż 6 bramek przy tym tracąc jak najmniej. Zdobyli dziesięć i z pierwszego miejsca wywalczyli awans. To jest przewrotność piłki, którą tak kochamy. Jeśli popatrzymy na wyniki wszyscy powiedzą: Rajcza słaba, a Radziechowy mocniejsze od „galaktycznych”. Może nie wszyscy się ze mną zgodzą, ale po tym co zobaczyliśmy na hali w Łodygowicach: nie sugerujmy się papierem i wynikami, ale popatrzmy dojrzale na płytę boiska. Radziechowy mają nadal problem mentalny. Tam jest brak umiejętnego wykorzystania potencjału przez tych zawodników, którzy nie są pospolitym grajkami, ale zawodnikami o rewelacyjnych umiejętnościach. Oni wiedzą jak zagrać, tylko efektywności brakuje. Mecz z Łodygowicami pokazał, że muszą popracować nad głową, bo mentalnie od lat mają jakiś problem. Zaś z takim zespołem jak Cięcina, to przy wykorzystaniu warunków fizycznych, pogromem skończyć się musiało. A Rajcza może i odmłodzona jest, ale tam idzie coś, co może teraz potrzebuje jeszcze okrężnej drogi jaką są baraże, ale młodzi zawodnicy są bardzo obiecujący i nie mają kompleksów. Jednak grać przy takim autorytecie jakim jest Łukasz Worek, można rozwijać skrzydła bardzo dobrze. A to czyni Michał Gotkowski, Jakub Kocoń i inni. Mają się od kogo uczyć, więc niech czerpią doświadczenia.
Zatem Żabica i Radziechowy są już pewne gry w finałach. Rajcza i Leśna czekają na kolejne zespoły w barażach. Pozostałe drużyny, które porażką zakończyły eliminacje, mogą pracować nad formą, aby latem powalczyć o mistrzostwo na boiskach trawiastych. W Łodygowicach od pierwszego do ostatniego meczu były emocje, była niewiadoma i trzymanie w napięciu, a każdy mecz był bardzo dobry. Liczymy, że w kolejnych okręgach również zawodnicy stworzą piękne widowiska. A w finałach zagrają z perspektywy piłkarskiej – najlepsze zespoły. Jednak z tego wszystkiego najcudowniejsze jest to, że stworzona wspólnota, rodzina Bosko Cup znów spędzony czas dobrze wykorzystała, a zabawa, radość i entuzjazm były najlepszą wizytówką, którą zostawił każdy z zawodników, bo to jest najlepsze zwycięstwo jakie zostało osiągnięte w tym dniu.