Ciężka decyzja – Artykuł o pierwszym dniu X letnich finałów
X letnie finały naznaczone były od samego początku emocjami z raz nasilającym się i raz przechodzącym deszczem. Kiedy wszyscy pojawili się na stadionie przelotny delikatny deszczyk zmienił się w słoneczną pogodę, która szybko zmieniła się w zachmurzenie. W tym czasie uroczyście organizatorzy otwarli finały i dokonali losowania, wszystko wskazywało na to, że gramy … ale pierwszy gwizdek sędziego nie zabrzmiał, bo nad stadionem przeszła dość konkretna ulewa.
„ Aż serce boli, jak się patrzy na niebo, pełne ciemnych chmur. Póki co nie jestem w stanie powiedzieć jaką decyzje podejmiemy, dyskutujemy w sztabie nad całą sytuacją i rozmawiamy z opiekunami” – mówi ks. Marcin Pomper, prezes Stowarzyszenia Persette. W pokoju na wieży było gorąco. Cały sztab i ludzie ze stowarzyszenia dyskutowali i wciąż szukali odpowiedniej drogi wyjścia. Deszcz nie ustawał, a czas nieubłagalnie płynął dalej. Sztab organizacyjny wraz z opiekunami zespołów, podjęli wspólnie decyzję: najwłaściwszym rozwiązaniem będzie rozegrać systemem pucharowym tę pierwszą fazę, bez względu na pogodę. I rozpoczęli:
Rajcza – Goleszów i Kończyce Małe – Bielsko Biała Obszary
Te mecze były rozgrywane w bardzo ciężkich warunkach, deszcz sprawił, że bielski zespół miał bardzo ciężko, dodatkowo pozbawieni zawodnicy odpowiedniego sprzętu sami sobie zamknęli drogę do wygrania tego spotkania. Kończyce widać lepiej czują się na trawie niż na parkiecie, a wynik sam potwierdza tę tezę, że mają olbrzymie szanse na obronę tytułu. Paweł Szostek jest w kapitalnej formie, a zdobycie 6 bramek daje mu realne szanse na kolejną koronę króla strzelców. Ten zespół gra dojrzały wyrafinowany futbol, a do tego zabójczo skuteczny. Szostek, Wija i Chowaniak wykorzystują z zimna krwią wszystkie nadarzające się okazje na to, by wynik był jak najwyższy. A Paweł Szostek znów jest na ustach wszystkich ekspertów i doceniany za to, co pokazał w tym dzisiejszym meczu dość trudnym, może nie z gatunku sportowego, ale z warunków jakie przyszło mieć na boisku.
Rajcza? Na to określenie większość doznaje lęku i obaw, bo to zespół o największej sławie. Zagrali dojrzale i w tak trudnych warunkach bardzo mądrze. Goleszów postawił wysokie wymagania „galaktycznym”, bo to nie był spacerek, ale wyrównane spotkanie, gdzie jeden z najmniejszych na boisku Sebastian Wydra zdobył bramkę głową. To jest właśnie to cwaniactwo boiskowe, a w drużynach często największy błąd, gdzie uważasz, że niskiego wzrostu zawodnik nie może zdobyć bramki głową, a właśnie on w taki sposób karci nonszalancję gry przeciwnej drużyny.
W nieco lepszych warunkach grały kolejne pary: Pogórze – Zabrzeg, Radziechowy – Świnna
Pogórze w pierwszej połowie można powiedzieć, że się kompromitowało? Może to zbyt duże słowo, ale szału nie robiło, wręcz wiało nieco nudą z boiska, jeżeli chodzi o ich poczynania. Zaś Zabrzeg grał bez kompleksów. To młody i widać ambitny zespół i można rzec w pierwszej połowie, grał jak równy z równym z wicemistrzami halowego turnieju. Dopiero w drugiej połowie Pogórze się przebudziło i zaczęło grać nieco wyżej i szybciej. To okazało się być skuteczne, czego potwierdzeniem jest wynik 6:0.
Bardzo interesujące było spotkanie Radziechowy – Świnna. Zespół z mniejszym doświadczeniem zaczął bardzo odważnie spychając wyżej notowanych rywali do defensywy, ale z minuty na minutę ciężar gry przenosił się coraz bardziej na połowę Świnnej, która coraz więcej popełniała błędów, a które skrzętnie wykorzystywali Leszczewski i spółka. Tym samym pokazali się z bardzo dobrej strony i wysłali wszystkim sygnał, że oni mierzą w wysokie lokaty. Rewelacyjne zawody rozegrał Dawid Kurowski, który zdobywając 4 bramki zasygnalizował Pawłowi Szostkowi, że w walce o koronę króla strzelców jeszcze nie powiedział ostatniego słowa.
Hałcnów – Żabnica i Brenna – Łodygowice
Znów deszcz i znów walka z przeciwna drużyną i warunkami atmosferycznymi. Hałcnów ma wielki atut: rewelacyjny bramkarz. A wszyscy wiedzą, że mając pewny punkt miedzy słupkami, masz komfort w grze do przodu. Ile Krzysztof Korczyk wyciągnął piłek zmierzających do bramki, za to należą się gromkie brawa. Kilka razy ratował kolegów z opresji. Ale koledzy z zespołu widząc, jak fantastycznie gra ich bramkarz, również i oni nie chcieli być gorsi i wyszli na jego poziom, zwyciężając z Żabnicą, która może być dumna z tego co zaprezentowała, bo pokazała się z jak najlepszej strony i w kolejnych edycjach powinna znacząco włączyć się w walce o coś więcej.
Brenna to zespół z grona wielkich, ale chyba to określenie coraz bardziej błędnie brzmi w kontekście zespołu, który póki co wielkie lata ma za sobą. Może kiedyś nawiąże do tych sukcesów wielkiego Janka Gawlasa. Mieli trochę pecha, bo wynik jest zdecydowanie za wysoki, zważywszy, że bramki były konsekwencją śliskiej piłki, która w kuriozalny sposób wpadała w „dziurawe ręce” Konrada Cieślara broniącego w szeregach „górali”. Łodygowice kiedy przyspieszali i grali kombinacyjną piłkę wprowadzali chaos w grze obronnej Brennej, tym samym zwyciężając to spotkanie.
Na zakończenie Buczkowice z Bystrą. Buczkowice na boisku prezentowali dojrzalszy i bardziej techniczny futbol, ale gdyby Michał Gruszecki bardziej grał zespołowo, szukał gry z kolegami, wynik byłby zdecydowanie wyższy. Jednak nie tylko kapitan, bo Sebastian Paluch czy Maksymilian Pach często niedokładnie zagrywali do kolegów, marnując okazje za okazją. Wygrali ten mecz, bo wygrać musieli. Ale jeśli w ćwierćfinale zagrają tak jak dziś, to na tym etapie rozgrywek się zatrzymają. Natomiast jeśli wróci gra zespołowa, szybkie ataki i gra na jeden kontakt, wówczas mogą powalczyć o coś więcej, bo to nadal wielki zespół. Zaś Bystra zagrała na swoje możliwości, nie maja się czego wstydzić, bo to młody zespół, który z czasem może włączyć się dość konkretnie w walkę o mistrzostwo.
Mimo zawirowań, mimo wielu przeciwności, za nami dzień pełen dobrych emocji, które pokazały, że poziom jest naprawdę wysoki. Czekamy na jutro i kawał dobrego futbolu…