Artykuł XI letnie finały – Liczyli na więcej
Sobotnie mecze grupowe tradycyjnie rozpoczynają finałową rywalizację. Wszyscy jechali na stadion z myślą: jaka będzie pogoda? Czy uda się rozegrać wszystko wg planu? Czy pogoda będzie sprzyjać? Okazało się, że Pan Bóg dla nas jest łaskawy. Pogoda była idealna do grania, więc zapowiadały się emocje. Losowanie sprawiło, że w każdej z grup znalazły się mocne ekipy, a pierwsze mecze zapowiadały się bardzo emocjonująco. W grupie A: Żabnica – Rajcza; w grupie B: Pogórze – Radziechowy; w grupie C: Kończyce Małe – Hałcnów. Każde z tych spotkań było ciekawe, jednak zaskoczeniem dla wszystkich kazał się wynik pierwszego z tych meczów. Żabnica rozgromiła Rajczę 9:0 i zespół, który przez wiele lat sam tyle wygrywał, dziś musiał przyjąć gorycz nie tyle porażki, co klęski. Co jest powodem takiego wyniku? Nie tyle sama gra, ile niski wzrost bramkarza. Potrafił kilkakrotnie obronić strzały, ale te wysokie piłki, były poza jego zasięgiem. To spowodowało, że trudno było obronić tego rodzaju strzały, w sytuacjach, w których zawodnik był kompletnie bez szans. Żabnica zagrała koncertowo, a Pochopień, Habdas i Kozieł byli bezlitośni i skuteczni do bólu, aby potwierdzić, że są rewelacją sezonu nie z nazwy, ale wciąż wszystkich kibiców i obserwatorów zachwycają. Chociaż Rajcza próbowała za sprawą Filipa Ficonia i Łukasza Worka, jednak byli na tyle skrzętnie blokowani przez Karola Wolnego, który był ostoją bloku defensywnego swojego zespołu. A ten mecz okazał się być wyjątkowy dla naszego głównego arbitra pana Zbigniewa Rakusa, który w tym spotkaniu sędziował 200 mecz na finałach turnieju Bosko Cup. Piękny mecz jak na jubileusz, a sędziemu gratulujemy! Pogórze z Radziechowami był zdecydowanie bardziej wyrównany, a wynik 2:0 potwierdza, że nie był to mecz jednostronny. Zawodnicy Pogórza zagrali fantastyczny mecz, szczególnie Przemek Górecki niczym prawdziwy profesor, jak lider zespołu. Większą część każdego meczu grał w obronie, gdzie był twierdzą nie do przejścia. To dało komfort bramkarzowi: Łukaszowi Kupce, który zachował czyste konto do końca sobotniego dnia. Zaś Kończyce Małe z Hałcnowem zaczęło się dość sensacyjnie, 1:0 dla Kończyc, które schodziły na przerwę na prowadzeniu. Sensacyjnie dlatego, że brakowało Szostka, z postaci wiodących jedynie Szymon Chowaniak i Konrad Wija byli na boisku, ale to okazało się zbyt mało. Zaś w obozie z sanktuarium trzeba było tąpnięcia, które zaowocowało zdobyczą trzech bramek i jakże ważne pierwsze zwycięstwo w tym dniu stało się faktem.
Rajcza odbiła sobie tą pierwszą porażkę w następnych meczach odnosząc zwycięstwa nad Łodygowicami i Wapienicą kolejno 8:1 i 9:1. Filip Ficoń zagrał kapitalne zawody, to był można rzec jego turniej, widać był po prostu w formie, która potwierdzała się w skutecznych dryblingach, akcjach i strzałach dających bramki, a sam zgromadził ich 11 na koncie. I Worek i Ficoń zagrali skuteczniej, a ich współpraca i wzajemne siebie szukanie na boisku zaowocowało tym, by realnie myśleć o awansie do półfinału z drugiego miejsca, mając 6 punktów, a bilans bramkowy +6.
Żabnica kosmicznie i fenomenalnie rozegrała mecze grupowe, zdobywając aż 25 bramek, tracąc zaledwie dwie. To tylko umacniało wszystkich w przekonaniu: to jest główny faworyt do mistrzostwa. Tak grająca ekipa nie może sobie pozwolić na niewykorzystanie tej okazji. Podobnie i Hałcnów zaliczył trzy zwycięstwa i okazał skuteczność 19 bramek zdobytych i trzy stracone były potwierdzeniem: my też chcemy wygrać mistrzostwo i proszę nas nie lekceważyć. Bo z grą ofensywną radzimy sobie tak dobrze, że tylko należy podziwiać to co prezentujemy…. chcieli wszystkim zakomunikować. Pewni siebie i z lekką dozą sportowej złości przystępowali do każdego spotkania, które później kończyli w roli zwycięzcy. Konrad Faber bo o nim warto wspomnieć – pociągnął ten zespół maksymalnie, harując na całej długości i szerokości boiska, nękający bramkarzy drużyn z którymi grali niemiłosiernie. No z niczego nie bierze się 12 bramek na koniec turnieju. Bo żeby strzelić gola, trzeba naprawdę wysiłku włożyć wiele w grę i zaangażowanie, a tego Konradowi nie można odmówić.
Pogórze zagrało grupowe mecze dość skromnie, by nie powiedzieć zachowawczo. Dwa pozostałe spotkania wygrywając po 1:0 szału nie robi i na kolana nie rzuca, patrząc, że personalnie ten zespół ma wielu znakomitych zawodników poczynając od Góreckiego, dalej Kupka, Krzempek, Czupryński, czy Świta, to potrafiący fajnie grać w piłkę i z polotem chłopcy. Zatem jest kim straszyć i z kim grać. A ci akurat to potrafią, pokazując to na boisku.
Radziechwy i Sułkowice nie poddawały się licząc, że z drugiego miejsca też wyjść można. Walczyły tak zaciekle, że w konfrontacji bezpośredniej wyszły na remis, a w innych meczach skromne 1:0 czy 3:0 nie dawała zbyt wielkiej nadziei na awans, który wciąż przybliżał się do Rajczy. O dziwo nie Kończyce Małe, a Leśna włączyła się do walki, a wygrana z mistrzem halowej edycji pewnie i ciesz i napawa dumą. Pokonać tak utytułowany zespół daje pozytywnego kopa.
Warto tu wspomnieć o Wapienicy, zespole, który trafił do ciężkiej grupy, jednak grał ciekawą piłkę, mądrą i ładną dla oka. Tym samym może to być zespół na następne sezony bardzo ciekawy. No i oby tak było, aby wyrósł nam kolejny zespół do strefy medalowej.
Niedzielne zmagania – półfinały
Po sobotnich zmaganiach było już jasne: Żabnica, Pogórze, Hałcnów awansują według kolejności swoich grup. Zaś z drugiego miejsca Rajcza mająca najlepszy bilans.
Niedziela to już piłka na innym poziomie. Czy porywającym? Trudno powiedzieć, na pewno wyższym niż w grupach. Żabnica i Rajcza rozstawione, a do nich kolejno dolosowani odpowiednio Hałcnów i Pogórze. Pierwszy półfinał był ciężki pod wieloma względami, ale w tym wszystkim bardzo wyrównany z przewagą jednak Żabnicy. Szkopuł w tym, że Żabnica nie oddawała strzałów z daleka, liczyli na grę blisko bramki. Dryblingi, próba jak się mówi żargonem piłkarskim: „wjechania” do bramki. Zaś Hałcnów ma kapitalnego, fenomenalnego bramkarza: Szymon Mynarski – bo o nim mowa, rozegrał kapitalny turniej. Jak również zagrali bielszczanie skutecznie w obronie, odbijając ataki kolegów z przeciwnej drużyny. Potrzebna była dogrywka, która nic nie zmieniła, nadal remis 0:0. Zatem seria rzutów karnych, które skuteczniej wykonywali ministranci z Hałcnowa. Przestrzelony karny Mateusza Pochopienia kosztował bardzo dużo: brak awansu do finału. Sensacja: główny kandydat do gry w finale zatrzymany. To był naprawdę kapitalny mecz okrzyknięty mianem przedwczesnego finału.
W drugim spotkaniu Pogórze wygrało pewnie z Rajczą 5:1. To była walka Górecki – Ficoń. Ten pierwszy wykorzystał filigranowy wzrost bramkarza i potencjał własnego strzału z daleka i wysoko pod poprzeczkę dały chyba najładniejszą bramkę tych finałów, gdzie prawie spod własnego pola karnego uderzona piłka lecąc wprost w bramkę, odbiła się od słupka blisko okienka i wpadła do bramki: gooool. A wszyscy obserwujący tę akcje przecierali oczy ze zdumienia i padło tradycyjne hasło: bramka – stadiony świata! Bramkarz Jan Wróbel kompletnie bez szans. Nie był w stanie nic zrobić. Zatem było wiadomo: Hałcnów z Pogórzem w finale; Rajcza z Żabnicą w meczu o III miejsce.
Najważniejsze mecze
Żabnica liczyła na coś więcej. Mimo rozczarowania, szybko się pozbierali i zagrali dobre spotkanie w meczu o III miejsce zwyciężając Rajczę 4:1. Znów Pochopień w roli głównej. A zdobyte 12 bramek, również dało mu pierwsze miejsce w klasyfikacji strzelców. Jednak na naszym turnieju jest zwyczaj jednej statuetki dla Króla Strzelców, dlatego otrzymuje ją ten zawodnik, którego zespół zajmuje wyższe miejsce. Zatem wyróżnienie powędrowało do Konrada Fabera z Hałcnowa. Filip Ficoń i Łukasz Worek mieli kilka dogodnych sytuacji, jednak nie wykorzystali ich, ponieważ na drodze stawał im dobrze dysponowany tego dnia bramkarz Bartłomiej Motyka. Miało być lepiej niż na halowych finałach dla Żabnicy, a jak się okazało miejsce niżej. Jednak to co zaprezentowali w tym sezonie było piękne i porywające.
Finał był dość wyrównany, gdzie i jedni i drudzy atakowali, jednak więcej argumentów było po stronie Hałcnowa. Lepsza komunikacja i gry zespołowej, która dała ministrantom z sanktuarium MB Bolesnej upragnione mistrzostwo. Konrad Faber, ten który miał największe szanse na koronę króla strzelców wykorzystał swoją formę i dwoma bramkami przypieczętował zwycięstwo. Nawet w końcówce meczu karny dla Pogórza wykorzystany przez Przemka Góreckiego, nie zmącił już tego na co oni sami tak długo czekali. Hałcnów wygrywa i pierwszy raz w historii zostaje mistrzem Bosko Cup. Może i mała sensacja, ale to jest piękne w piłce, ze często zaskakuje i jest nieprzewidywalna, dlatego właśnie futbol tak bardzo kochamy!