Artykuł Eliminacje Okręgu Żywieckiego – 19.11.2022 – Lektor Młodszy – Piłkarska uczta w Węgierskiej Górce
Od lat wiadomo, że każdego roku w eliminacjach żywieckich jest najwyższy poziom eliminacji. W tym roku przyjeżdżamy po eliminacjach kęckich na Żywiecczyznę, gdzie czekało nas, aż 20 meczów w kategorii Lektor Młodszy. Przyjeżdżamy po kęckich rozgrywkach, gdzie trzeba przyznać, że poziom był naprawdę wysoki i mecze były bardzo interesujące. Dlatego pytanie o poziom stawiamy kolejny raz; i na początku jakby jakość spadła w porównaniu do poprzednich lat. Buczkowice wróciły po latach (ostatni raz zagrali w 2019 roku – przyp. red.), co wszystkich bardzo raduje, podobnie Ujsoły, które dokładnie po 10 latach kolejny raz zagrały mecze na Bosko Cup. Każdy powrót cieszy, bo to tylko radość, że drużyny grają na turnieju. Jednak The Blues przyjeżdża w totalnym osłabieniu, ponieważ choroba zatrzymuje trzech zawodników w domu. Panowie – szacunek, uznanie, gratulacje i wszyscy doceniamy to, że przyjeżdżacie. Wynik drugorzędny! Oczywiście bramki nie udało się zdobyć, ale szacunek za zabawę, grę i walkę w każdym meczu. To się nazywa charakter i integracja, która daje tyle radości, choć jednocześnie były również łzy, że nie udało się chociaż zdobyć jednego punktu. Jednak w tak okrojonym składzie było to bardzo trudne. To wykorzystywały wszystkie pozostałe drużyny, a najbardziej Cięcina, która okazała się bardzo ciekawym zespołem. Fakt, że z Radziechowami nie udało się odnieść zwycięstwa, chociaż strzelili pierwsi bramkę podopieczni ks. Bogusława Szwandy. Jednak w drugiej połowie stracili dwie bramki i minimalna porażka stała się faktem, a wcale być jej nie musiało. Złość i niedosyt ks. Bogusława jest uzasadniony, bo i można powiedzieć szczerze, że przegrali na własne życzenie. Skoro Dawid Juraszek wymienia czterokrotnie piłkę z bramkarzem Karolem Tomasem, narażając młodszego kolegę na niebezpieczeństwo, zamiast piłkę wybijać. To sam obrońca zaprosił przeciwników, by zaatakowali Karola, który miał ciężko wybić piłkę. To kardynalny błąd, kiedy obrońca zamiast piłkę wyprowadzać do przodu, cofa podaniem akcję pod własną bramkę, co skończyło się utratą gola. No i pojawiła się złość w ekipie „gospodarzy”, bo tak można nazwać zespół na którego terenie parafii rozgrywaliśmy eliminacje żywieckie. Szymon Tyrlik i Błażej Skolarz to roczniki najmłodsze w ekipie Cięciny, a na dziś okazali się największymi gwiazdami zespołu i kreowali grę drużyny, która po pięknej grze w każdym meczu wylądowała na drugim miejscu z szansami na awans, który będzie trzeba wywalczyć na barażach. Przed nimi uciekły Radziechowy, które z kompletem punktów awansują z grupy A bezpośrednio na finały. Tylko proszę nie myśleć, że łatwo to przyszło, kiedy po trudach wygrywają z Cięciną oraz szczęśliwie z Łodygowicami Górnymi 1:0 no i powiedzmy przyzwoicie z Ujsołami czy Buczkowicami. Tym samym bardziej chyba trzeba popracować nad skutecznością, bo kilku zawodników jest, którzy mają predyspozycje do tego, by dać więcej drużynie, która na finałach będzie musiała zagrać na lepszym poziomie, gdyż przy tym co zaprezentowali na eliminacjach ciężko myśleć o wyjściu z grupy. Zaś wspomniane Łodygowice Górne to mógł być „czarny koń” tych eliminacji; pod warunkiem gdyby zamiast dyskutowania z sędziami i narzekania na wszystko wokoło, bardziej skupiali się na swojej grze. To zgubiło ich w konfrontacji z Cięciną, nad którą mieli przewagę fizyczną, ale zabrakło mentalu, który jest tak ważny w osiąganiu sukcesu. Prawie zatrzymali Radziechowy, od których miejscami nawet byli lepsi. No, a dwie żółte kartki, które finalnie dały czerwoną Mikołajowi Kryście, pokazuje z jaką determinacją grali, aczkolwiek drugie „żółtko” jest efektem niesportowej postawy. Kolejne dwa spotkania, kiedy opanowali już „zmorę” i zatrybiło wszystko, to grali na miarę swoich możliwości. Warto zadać pytanie: czy nie można było tak grać od początku? Bo piłkarsko zespół ciekawy, ale trzeba jeszcze popracować nad mentalnością.
Po grupie A przyszedł czas na grupę B. można było mieć wrażenie, jakbyśmy byli, jeśli dotyczy to każdej grupy z osobna, w innym miejscu. To tak, jakby odmienny obraz wydarzeń i meczów. Druga grupa okazała się być zdecydowanie konkretniejsza oraz silniejsza, o czym przekonują wyniki, ale również ilość bramek. Tam była walka i każde spotkanie to był MECZ, przez duże M. W tej grupie również mamy zespół powracający po długich latach; Cisiec, to zespół, który ostatni mecz zagrał w finale halowego turnieju w 2012 i od tego czasu trudno było ich szukać na boiskach Bosko Cup. Tamtejszy Cisiec, to była pozostałość, po tym wielkim zespole, który w 2011 jako pierwszy wygrywał „potrójną koronę”; a teraz trzeba stawić czoła wielkiemu zespołowi z Żywiecczyzny – Żabnicy, która od kilku lata jest na poziomie nieosiągalnym. Żabnica dowodzona na boisku przez Bartosza Tyrlika, gra fantastycznie, a sam kapitan widać, jest liderem wielkiego formatu. Do drużyny podopiecznych pana Mateusza Wolnego dołączył Hubert Pielichowski, który szalał w zeszłym sezonie w ministrantach, a dziś pewny, zdecydowany, bramkostrzelny wchodzi w szeregi Lektora Młodszego używając nomenklatury piłkarskiej „bezczelnie” i bez jakichkolwiek kompleksów; jakby to był jego zespół, jego mecz i jego sezon. Takich zawodników mieć w zespole to się nazywa szczęście. Wsparcie w doświadczeniu Tyrlika, pewność Michała Kozieła na bramce oraz solidność pozostałych zawodników. Czy zatem idzie nam znów pewna Żabnica, chcąca zagościć w top 4 i zagrać w finale? Zobaczymy? Jednak zespół pewnie i zdecydowanie przeszedł eliminacje; które nie były łaskawe dla Wieprza. To była rewelacja poprzedniego sezonu, podobnie grają i w tegorocznej odsłonie. Klaudiusz Biegun z Tomaszem Folwarcznym pokazali, że są w stanie zaprowadzić zespół do zwycięstw, a porażki z Żabnicą i Pietrzykowicami ujmy nie przynoszą, bo zaprezentowali się bardzo dobrze. Pietrzykowice tylko minimalnie lepsze od Wieprza i sensacyjnie zatrzymane przez Jeleśnie, która wiąż odrabiała straty i za swą waleczność i nieustępliwość nagrodzeni zostali remisem i jednym punktem. W ich wypadku był to „remis zwycięski”! Pietrzykowice również z Ciścem minimalnie zwyciężyli 1:0, który miał kilka okazji, by wyrwać zwycięstwo podopiecznym ks. Jarosława Fijołka. Pietrzykowice potencjałem na równi są z Wieprzem, ale przy tym nie można powiedzieć, że Jeleśnia i Cisiec są słabe. W bezpośredniej konfrontacji zwyciężają zawodnicy z parafii św. Maksymiliana 2:0, ale Jeleśnia miała problemy ze skutecznością, bo choćby Jakub Suchoń to piłkarz, któremu piłka nie przeszkadza przy nodze, ale cieszy go gra na boisku. Jednak jako prawdziwi debiutanci musieli zapłacić frycowe, które może jest nieco bolesne, ale liczymy, że da impuls do jeszcze większej determinacji, by walczyć o wyższe cele. O nie chciał bardzo walczyć Cisiec, który mając taką perełkę jak Miłosz Motyka, może się o nie starać, tylko jeszcze pozostali zawodnicy muszą pomóc Miłoszowi, jak również całej drużynie, by mogła wrócić na te tory, po których mknęli do trofeum Mateusz Motyka, Miłosz Węglarz, Paweł Waluś czy Albert Wróbel. Może dzięki umiejętnością ks. Adriana Trzopka uda się przywrócić zespołowi blask, którym świecił w pierwszych sezonach. Te wyniki pokazały, jak różniły się mecze w obu grupach, a zarazem pokazały, że każdy zespół z grupy B nie miałby większych problemów z poradzeniem sobie w grupie A, patrząc na to co zaprezentowali w czasie eliminacji. Choć był zróżnicowany ten dzień pod względem piłkarskiego przebiegu, to trzeba jasno powiedzieć: znów drużyny pokazały piłkarską ucztę w Węgierskiej Górce, która wszystkim kibicom smakowała wyśmienicie!