Artykuł Eliminacje Okręgu Cieszyńskiego – 18.11.2023 – Lektor Młodszy – Kamień spadł im z serca
Po 11 latach wracamy z rozgrywkami Bosko Cup do Górek Wielkich, gdzie na hali sportowej przy SP nr 1 im. Tadeusza Kościuszki rozgrywał swoje mecze okręg cieszyński. Do tych rozgrywek z etykietą faworyta przystąpiła Istebna, która jak każdy zespół boryka się ze zmianą składu. Ale pukający do kadry lektorów – ministranci, staja się nadzieją na to, że ks. Wojtek może mieć fantastyczną kontynuację. W tym zespole jest niesamowity potencjał. Jednak kto, jak nie Jakub Kukuczka, ma ten zespół prowadzić na finały!? I też tak było. Ale od reprezentanta wymaga się zdecydowanie więcej, niż od innych zawodników. No i Kuba tej odpowiedzialności nie zmarnował. To zawodnik, który dźwiga ciężar gry zespołu na swoich barkach, chociaż opaska kapitańska założona została na rękę Tomasza Kohuta. Kuba jednak wie, że kiedy rozłożysz wartość zespołu na kilku graczy, to tryby maszyny będą odpowiednio działać. Czego również dokonywał opiekun ks. Wojciech Kamiński, dając możliwość poczucia gry wszystkim zawodnikom. W pierwszym meczu z Jaworzem, jakby na wstępie wszystko ułożyło się „prawidłowo”; Kukuczka w swoim stylu – plasowany strzał z daleka i … 1:0. Tylko Kuba tego dnia zmagał się na początku z problemami zdrowotnymi, zatem musiał opuścić plac gry. Na nim zaś z każdą minutą do głosu dochodziło Jaworze, które w drugiej połowie nie pozwalało na wiele Istebnej. Ba, nawet miejscami deklasując ich, czego efektem był gol wyrównujący autorstwa Maksymiliana Szoblika. Gdyby tylko Jaworze było bardziej precyzyjne, bardziej skuteczne, to w tym meczu zeszliby z parkietu w glorii Viktorii, a zeszli w poczuciu rozpaczy. No to mamy na rozpoczęcie „małą” sensację. Trener Jaworza – Rafał Stronczyński, mógł być zadowolony z chłopaków, bo pokazali, że mają potencjał. Dużo dobrych słów można powiedzieć o Szobliku, który szalał dwa sezony temu w ministrantach. Rok temu „boleśnie” zderzył się z kategorią Lektor Młodszy, gdzie trudno było mu rywalizować z roślejszymi zawodnikami. Jednak dziś, Szoblik prezentuje się bardzo dobrze i tylko czekać, aż ten zawodnik znów odpali fajerwerki na boisku, bo ma on to coś, co pomaga mu w kreowaniu akcji i fajnie się go ogląda w czasie meczu. Dla Jaworza mocna iskra zapaliła się po meczu Istebnej z Kończycami Małymi, gdzie ich pierwsi rywale przegrali z zespołem, który rozegrał najwięcej meczów na finałach (63 spotkania – przyp. red.). Panowie z parafii Dobrego Pasterza: czyżby trema was zżarła? Po pierwszej połowie tej konfrontacji był bezbramkowy remis i dość wyrównane spotkanie, jednak w drugiej odsłonie, to Istebna bardziej wiedziała, że musi wziąć się do roboty, by po dwóch spotkaniach nie zamknąć, a właściwie nie zatrzasnąć sobie drzwi do awansu. Bramka Kohuta i mamy 1:0. Trzeba iść za ciosem, ale im bardziej się odkrywasz, tym zostawiasz więcej miejsca na boisku. Poza tym, Kończyce Małe, to nie jest zespół który chciał być statystą. Oni, chociaż po dłuższej przerwie, wracają przebudowani z wielkim potencjałem! Ten zespół przez dwa pełne sezony się nie zmieni, a tylko może dołączać nowych zawodników z nadziejami na „otrzaskanie” się w rozgrywkach Bosko Cup, gdzie presja i chęć gry na najwyższym poziomie jest olbrzymia. Plichta, Lose, Wiśniewski i spółka, kierowani z ławki przez jednego z najbardziej zasłużonych opiekunów – Przemka Pilorza, to jest zespół, który zmierza piękną drogą do odzyskania tego blasku, jakim świeciły Kończyce Małe przez wiele sezonów. Jednak bramka straty nie podcięła im skrzydeł. Lose i Plichta zdobyli po bramce w tym meczu i mamy wynik 2:1. Gdyby Bernard Plichta (co ważne: Bernard wrócił na boisko po poważnej kontuzji, której nabawił się w meczu Reprezentacji z Ruchem Chorzów), był bardziej skuteczny; wynik tego spotkania byłby bardziej okazały. Kończyce startują w tych eliminacji od niezłego uderzenia. Istebna schodzi z boiska załamana. Jaworze ma nadzieję, że skoro Istebna potraciła punkty, to im będzie łatwiej w walce o awans, o który bić się muszą w drugim starciu ze Strumieniem. Tylko czy to będzie takie proste? Oj nie, gdyż Strumień udzielił lekcji futbolu Cieszynowi, który znowu został dotknięty nieszczęściami choroby i kontuzji. Przyjechali na rozgrywki bez ławki rezerwowych, gdyż problemy zdrowotne kilku ważnych ogniw zagasiły atut uderzenia, co przecież pokazali w zeszłym sezonie. W konfrontacji ze Strumieniem porażka 5:0 ujmy im nie przynosi, bo oni naprawdę próbowali, ale podopieczni ks. Macieja Dunata, kapitalnie radzili sobie z presją. Zaś największe słowa uznania, należą się w szeregach lektorów z parafii św. Barbary Maciejowi Czai. Ten filigranowy zawodnik, potrafił technicznie oszukiwać rosłych obrońców, dosłownie pozwalając kłaść się im na parkiet. Czy rośnie nam niesamowitej klasy zawodnik? Predyspozycje ku temu ma i tylko czekać, aż z każdym sezonem, będzie to Pan Piłkarz! Z Jaworzem, Maciej również szalał i pokazywał, że Jaworze w tym meczu o zwycięstwie może pomarzyć, a trzy punkty, to oni zgarniają zasłużenie. Do tego również gol Szymona Górki i obaj zawodnicy radują trenera i kibiców ze Strumienia. Zatem niespodziewanie na pole position ustawiła się drużyna Strumienia; w czym większego zaskoczenia być nie może. Oni już w zeszłym sezonie mocno zaznaczyli swoje aspiracje, a w tym tylko potwierdzają, że z nimi należy się liczyć, jeszcze przez dobrych kilka sezonów. Ten skład na najbliższe dwa lata się nie zmieni. Zatem i tu mamy również pewną stabilność. No to z perspektywy kibiców, można powiedzieć tylko się cieszyć! Bo ten zespół ogląda się z przyjemnością. Tam jest jakość, konsekwencja, radość, polot i brak kompleksów. To może być naprawdę wielka drużyna! Również w peletonie rezerwacje dokonały Kończyce, zwycięstwem 4:2 z Cieszynem. No i znów można zapytać: Panie Bernardzie i Panie Bartoszu, czemu wasz zespół ma tak rozregulowany celownik? Oni grają jako zespół fantastycznie, radośnie, ale choć bramki są, to nieskuteczność razi. Ktoś powie: no chciałbym grać tak nieskutecznie i strzelać cztery bramki. Więc teraz tylko trzeba konsekwencji w dwóch następnych meczach i tylko czekać, by Strumień i Kończyce awansowały na finały. Bo jakoś trudno mówić, by Istebna i Jaworze miały coś do powiedzenia. No i tak myślało wielu! Tylko sport uczy pokory, weryfikuje zbytnią pewność siebie i nagradza tych, co walczą do końca! Istebna do rywalizacji stanęła ze Strumieniem. Jakby odmieniona, jakby z innym mentalem i co ważne ustawieniem. Kukuczka to nie tylko obrońca, ale to zawodnik niesamowicie groźny w ofensywie, co już pokazał nam w sobotni dzień. I tym razem jego charakter i determinacja była kluczowa. Wstał niczym feniks z popiołów. Po pierwszych dwóch meczach Kuba borykał się z problemami, które udało się opanować. Tak, teraz to jest ten charakterny Kuba, który w Reprezentacji pokazał wolę walki, mimo kontuzji ręki. Istebna zagrała fantastyczne spotkanie pod każdym względem. Broniła skutecznie całym zespołem, ale wyżej grający Kukuczka i Kohut zmuszali Strumień do niskiego krycia, ograniczając tym samym wysoki pressing. Odrzucenie podopiecznych ks. Macieja od swojej bramki było kluczowe. To spotkanie kosztowało zawodników z parafii Dobrego Pasterza dużo sił, ale się opłacało. Po meczu radość i euforia. Kamień z serca spadł im z takim hukiem, że wszyscy którzy przekreślili już ich szanse musieli z pokorą przyznać się do nad zbyt pochopnie wydanych sądów. To „skazanie” jeszcze nie nadeszło, bo to spotkanie pokomplikowało całą tabelę. Zastanawia fakt jakiejś nieskuteczności i bojaźni ze strony Strumienia. Czyżby fakt faworyta spętał nogi lektorom z parafii św. Barbary? Jeśli chcesz grać z wielkimi i o wielkie stawki, musisz być odporny na presje. To był chyba najpoważniejszy tego dnia egzamin dla tego młodego zespołu. Zdarzyła się mała zadyszka, którą trzeba szybko opanować w konfrontacji z Kończycami. Te zaś po rewelacyjnym wrażeniu, zostawionym w konfrontacji z Istebną, dostały pstryczek od Jaworza, które wykorzystało broń zespołu z parafii z obrazem Matki Bożej z dmuchawcem. Pressing, doskoczenie do zawodnika, tak by nie pozostawić miejsca na rozgrywanie akcji. Kończyce były w tym meczu jakby cieniem samych siebie. Jaworze dominowało i zdobyta bramka przez Kamila Strzelczyka ustawiła ich w komfortowym położeniu. To było męskie granie obu drużyn, czego konsekwencją są aż cztery żółte kartki, po dwie na każdy zespół. Tam po prostu wszystko się działo, a gorąco było tak na, jak i poza boiskiem. Ławki rezerwowych tętniły życiem, bo trenerzy szukali rozwiązań tak, by pomóc swoim zespołom. Trybuny żyły, by dopingować zespoły. Istne szaleństwo. Dwa mecze, które tabele wywróciły do góry nogami. Już wydawało się, że wszystko pozamiatane, a tu proszę: walka do końca i zmiana położenia. Odpowiedź na pytania: jak będzie? Miały dać ostatnie trzy spotkania, w których karty będzie rozdawał Cieszyn grający o honor, prestiż i dobre punkty w rankingu, gdyż o awansie w tak wąskim składzie trudno było myśleć. Najpierw grać im przyszło z Istebną, która poszła na doskonałość, czyli siedem bramek zaaplikowane i za siedem zgodnie z nazwą Persette wywalczyli sobie awans na XVI halowe finały. Tego nie udało się osiągnąć Jaworzu, które choć zwyciężyło Cieszyn 5:1, to jednak zabrakło im aż pięciu bramek. Szkoda, bo to ciekawy zespół, ale zbyt późno zaczęli strzelać bramki, bo dopiero od drugiej odsłony meczu. Strumień z Kończycami walczyli bezpośrednio o awans, który zasłużenie, bezsprzecznie należał się zespołowi z parafii św. Barbary. Pod każdym względem okazali się lepsi od zespołu z Maryjnej parafii. Na koniec Bartosz Lose ze złości rzucił opaską kapitańską o ziemię, ale taka postawa na kapitana nie przystoi. Złość i frustracja nie pomoże nic. Bo zespołowi zabrakło skuteczności i gry bardziej zespołowej. Dzięki predyspozycjom technicznym powinni być z pewnością wyżej niż Strumień, jednak mieć technikę, a umieć z niej korzystać to dwie różne kwestie. Maciej Czaja znów imponował swoją kreatywnością i potrafił wręcz ośmieszać swoich kolegów z Kończyc, którzy nie przeciwstawili się duetowi Czaja – Górka. Strumień daje wiele radości swoją grą przede wszystkim sobie, bo widać, że tamtejsze chłopaki cieszą się z gry, jak również opiekunowi ks. Maciejowi Dunatowi oraz kibicom, którzy byli na hali w Górkach Wielkich. Liczymy, że na finałach będzie ich zdecydowanie więcej. Mając takie perełki w zespole, należy ich wspierać, dając poczucie tym chłopakom: cieszymy się wami i z wami gramy. Bo budować zespół należy tak wewnątrz, jak i zewnątrz. Zatem tam jest niesamowity potencjał, którego najlepszą reklamą jest młodziutki jeszcze Maciej Czaja, ale jakże już wielki tym co prezentuje na boisku zawodnik. Wierzymy, że wciąż będzie się pięknie rozwijał. Strumień i Istebna z wywalczonym awansem. Jaworze, które zbyt późno się obudziło do walki. Po ostatnich dwóch spotkaniach widzieliśmy niesamowity potencjał w zespole, który gdyby w dwóch pierwszych meczach zagrał z takim zapałem jak z Kończycami i Cieszynem, mieliby awans i radość w parafii, że rodacy ks. Marcina walczą o najwyższe lokaty. Takie marzenia póki co, okazują się być perspektywą odległą. Zdmuchnęli marzenia Kończycom Małym, które nie utrzymały całości i monolitu, niczym ten dmuchawiec. Widać jeszcze muszą popracować, by nie być lichym dmuchawcem, ale pięknym kwiatem, który będą wszyscy znowu podziwiać. Za nami pełen emocji dzień eliminacyjny o wyrównanym poziomie, ale przede wszystkim z fantastycznej strony pokazali się wszyscy bramkarze. To szczególnie ich zasługa jest w tym, że na cieszyńskim okręgu padło tak mało bramek. Cieszy fakt, że poziom był naprawdę bardzo wysoki, za co dziękujemy zawodnikom. Bo to co zobaczyliśmy wczoraj na hali było prawdziwym piłkarskim świętem.