Artykuł Eliminacje Kęckie Lektorów – Awans w debiucie
Znów trzeba było zmierzyć się z faktem, że któraś drużyna nie dojechała. Kolejny zespół, który zawali to Jawiszowice os. Brzeszcze. To przykre, kiedy okazuje się, że przez nieodpowiednie podejście do sprawy, burzy się cały cykl i plany eliminacji. Ale cieszmy się tymi zespołami, które dojrzale i odpowiedzialnie podchodzą do sprawy. Było wiadomo, że w obliczu zmiany, gramy systemem „każdy z każdym” i poznamy, kto na tle wszystkich okaże się być najlepszy, a komu wydłużą się eliminacje i nadzieja jeszcze się tli, że baraże otworzą drzwi do finałów.
Kęcki okręg przyszło nam przeżywać w dniu urodzin ks. Marcina, któremu złożono życzenia, a również swoje imieniny obchodził ks. Ariel z Oświęcimia. Więc jubilat i solenizant w tak licznej gromadzie uczestników i rodziców chłopaków świętowali swoje wyjątkowe dni. Komu ministranci zrobili lepszy prezent? Jak się okazuje solenizantowi!
Na rozpoczęcie mecz Rzyki – Oświęcim. Doświadczenie kontra debiutant, który wnosi coś nowego. To zespół grający bardzo ładną piłkę, szybką, kombinacyjną i zespołową. Na liderów zespołu wyrastają kapitan Tomasz Kubiesa, który okazał się być najskuteczniejszym wśród wszystkich zawodników oraz robiący dużo „wiatru” Gabriel Bibrzycki. To właściwie w dużej mierze zasługa tych dwóch panów, że Oświęcim w debiucie wywalczył bezpośredni awans na finały. Choć Tomek, mógłby tych bramek mieć zdecydowanie więcej, więc szukając analogi możemy go porównać do Arka Milika, talent widać wielki, ale coś szwankuje celownik, bo chociażby w meczu z Sułkowicami to było nad wyraz widoczne. Ale ten mecz z Rzykami, był bardzo wyrównany, co pokazała pierwsza połowa i 0:0, dopiero po zmianie stron udało się otworzyć wynik. W Rzykach zaś kawał dobrej roboty wykonuje Antoni Beer; to dopiero rocznik 2008, a gra jak równy z równym z tymi, którzy są z 2004. Pewnie, że warunki fizyczne sprawiają trochę trudności, ale jego zaangażowanie i techniczne umiejętności, pozwalają dostrzegać w nim potencjał na kilka dobrych lat. Również Bartosz Socha, który budzi respekt z perspektywy postury, co daje psychologiczną przewagę w defensywie. Te wszystkie wspólne czynniki pozwoliły nam się delektować pierwszym meczem, który zapowiadał, że piłkarsko czeka nas ciekawy dzień.
Kolejne spotkanie to Sułkowice z Polanką, zespoły, które piłkarsko różniły się diametralnie i było widać różnicę na boisku, chociażby patrząc na to co zaprezentował Hubert Klęczar, który godnie nosi koszulkę z „10” na plecach, a przecież numer do czegoś zobowiązuje. Kiedyś przecież należała ona do Lucasa Pachlera, a Hubert nawet posturą przypomina swojego utytułowanego kolegę. Nie mamy nic przeciwko temu, by na boisku grał na takim poziomie jak Lucas, albo nawet lepszym.
Kęty – Oświęcim, wydawało się, że będzie meczem z serii „rzeź niewiniątek”, bo piłkarsko po kilku minutach widać było, że to zespoły o różnych klasach. Ale podopieczni Emiliana Jurzaka dzielnie się bronili kończąc pierwszą połowę remisem 0:0. Remis który radował kęckich ministrantów i ich kibiców, ale chluby nie przynosił zawodnikom z największej parafii naszej diecezji. Niemoc strzelecka się utrzymywała, aż w końcu bramkarz miejscowych popełnił błąd i ministranci z parafii św. Maksymiliana mogli cieszyć się z prowadzenia, a później dokładając kolejne trafienie nie deklasując przeciwnika, ale skromnie zwyciężają 2:0. Chociaż mogli i powinni zdecydowanie więcej wbić goli.
Rzyki – Polanka obawialiśmy się powtórki z poprzedniego spotkania ministrantów z parafii św. Mikołaja. Jednak szybko się pozbierali, po wcześniejszej porażce, dzielnie walcząc z bardziej utytułowanym zespołem w którym kolejny raz błysnął Antoni Beer. Skoro grasz tak fantastycznie w tak młodym wieku, to co będzie gdy dorośniesz? – można spytać jednego z najlepszych zawodników z drużyny spod Leskowca. Liczymy, że będzie się rozwijał i radował nas kibiców. Jego dwie bramki dały skromne zwycięstwo 2:1 i pozwoliły liczyć się w stawce do awansu, bądź baraży.
Podobnie Sułkowice z Kętami skromnie zwyciężają 2:0, co dla podopiecznych Rafała Smolca, okazało się być cennym z perspektywy punktów, ale zdobycze bramkowe okażą się być zmorą w końcowym rozrachunku. Zaś Kęty same w sobie są szczęśliwe, że blamażu nie było i udało się z dobrymi zespołami zagrać przyzwoicie.
Oświęcim mecz z Polanką potraktował, jako szansę której zmarnować nie można, by ustawić się w końcowym zestawieniu w komfortowej sytuacji. Jak się później okazało, właśnie ten mecz i te bramki, dały im awans i radość, że w debiutanckim dla siebie sezonie są już wśród najlepszych dziewięciu drużyn naszej diecezji. Kolejny raz Tomek Kubiesa pokazał, że jest w formie i jak przystało na kapitana mogą koledzy na niego liczyć.
Rzyki z Sułkowicami minimalnie przegrywając 1:0 zamknęły sobie drogę do awansu. Pozostała jedynie nadzieja na baraże, które zapewnili sobie ostatecznie zwyciężając Kęty 4:1. Rzyki po małej przerwie wracają z odświeżoną szatnią z opiekunem, który kilkakrotnie grał z zespołem z Radziechów w finałach. Teraz czas by równie świetny zespół przywozić na nasze rozgrywki. Ta porażka z Sułkowicami ujmy nie przynosi, bo oba zespoły zaprezentowały się bardzo dobrze. Wielkie słowa uznania należą się Szymonowi Moskwikowi, który z kontuzją, ale dzielnie walczył dla zespołu, by ten miał jak najlepszą sytuację i awans o którym miało zadecydować spotkanie z Oświęcimiem. To właśnie ta konfrontacja miała dać odpowiedź, kto musi jeszcze walczyć w barażach. Na listę strzelców wpisali się ci, od których najwięcej zależało czyli Tomasz Kubiesa i Hubert Klęczar, którzy tego dnia pokazali, jak ważnymi ogniwami są w kwestii zdobywania bramek. Ale mecz był z serii „podwyższonego ryzyka”, bo gra była o wszystko. Emocje, adrenalina i nawet nie obyło się bez żółtej kartki dla Franciszka Pikonia. Zawodnik sam wiedział, że faul był ostry, więc i z pokorą przyjął decyzję sędziego. Tu trudno wskazać było faworyta, bo na boisku remis był jak najbardziej zasłużony. Jednak Oświęcim miał problemy z opanowywaniem własnych emocji, które sędzia niejednokrotnie musiał tonować, by mecz nie wymknął się spod kontroli. Właśnie to spotkanie można okrzyknąć ozdobą eliminacji kęckich, które do końca trzymały w napięciu, by w dwóch ostatnich spotkaniach rozstrzygnąć, który zespół zajmie jakie miejsce. Jak już pisałem wcześniej, właśnie mecz Oświęcimia z Polanką okazał się mieć wielkie znaczenie, ponieważ tamtejsze bramki dały lepszy bilans ministrantom z parafii św. Maksymiliana i to oni wywalczyli awans. Jednak gdyby Tomek zachował więcej zimnej krwi w kilku sytuacjach tego bezpośredniego meczu, wówczas spokojniej by się ten awans wywalczyło. Chyba zespół wie nad czym należy popracować przez te kilka tygodni: strzelecki trening się przyda, by wykończenie akcji było pewniejsze.
Pewne jest jedno: to było kolejny udany dzień rozgrywek naszego turnieju. Emocje od początku do końca, dobra zabawa, zaangażowanie i dramaturgia. Czy można chcieć więcej? Były bramki, które zawsze są ozdobą każdego spotkania. A przede wszystkim szacunek, o który zawsze należy zabiegać, byśmy mecze rozgrywali jako czerpanie radości z gry, a nie zabijanie ducha sportu. A to udało się ocalić, z czego wszyscy możemy być dumni, bo osiągnęliśmy kolejne wspólne zwycięstwo!