Artykuł eliminacje letnie okręgu cieszyńskiego – 27.05.2023 – Piłka jest nieprzewidywalna
W dniu 27 maja na orliku przy SP 2 w Jaworzu, rozgrywał eliminacje okręg cieszyński, który miał pięć zespołów w kategorii Lektor Młodszy i trzy w kategorii Ministrantów. Patrząc na zespoły jakie tam były, czekać nas miał bardzo ciekawy turniej. Po modlitwie i ceremonii otwarcia stanęły naprzeciwko siebie legendy Bosko Cup: Pogórze z Kończycami Małymi. Legendy z perspektywy historii, ale zespoły nowe i odmienione. Pogórze z nowym składem i przetrzebione kontuzjami, co widać było choćby na przykładzie Tymoteusza Hernika. Nie mógł grać przez kontuzję, ale był z drużyną, żeby tworzyć atmosferę. Kończyce Małe, po długiej przerwie znowu pojawiają się na naszych rozgrywkach z niesamowitą „perełką” z numerem 10: Bernardem Plichtą. Widać ten zespół ma szczęście do talentów, choćby wspominając Pawła Szostka, który zdobył 37 bramek w historii Bosko Cup. Kończyce nacierały i coraz śmielej szukały okazji do zdobycia gola i ta sztuka się udała kapitanowi. Po pierwszej połowie zasłużenie prowadził zespół z Kończyc, jednak w drugiej odsłonie meczu Pogórze się odgryzało. Strzelone dwie bramki zaskoczyły wszystkich. Bo to wydawało się, że szybciej zawodnicy z parafii Narodzenia NMP podwyższą rezultat, niż Pogórzanie doprowadzą do wyrównania i końcowego zwycięstwa. A jednak piłka jest nieprzewidywalna, dlatego ją tak kochamy. Podobną niespodziankę mieliśmy w drugim meczu, Istebna – Cieszyn. Przed turniejem większość była pewna, że Istebna powinna powalczyć o pierwsze miejsce, i jakby chcieli to potwierdzić zdobywając jako pierwsi bramkę, jednak niedługo cieszyli się z prowadzenia, gdyż wyrównał Maciej Nowak po pięknej zespołowej grze, którą przede wszystkim napędzał w cieszyńskim zespole Jakub Habarta, który kiedy tylko był przy piłce stwarzał zagrożenie i możliwość kombinacyjnej gry dla swojego zespołu. Hattrick może nie klasyczny Macieja Nowaka i cała gra Cieszyna, robiła wrażenie. Chociaż Istebnej nie można również odmówić woli walki do samego końca. Obie ekipy w kolejnych meczach potwierdziły, że awans jest zasłużony, chociaż z każdym trzeba było walczyć do samego końca. Tego najlepszym dowodem była konfrontacja z Kończycami Małymi. Gdyby ten zespół miał jeszcze chociaż jednego zawodnika pokroju niesamowitego Bernarda Plichty, myślę, że spokojnie mógłby się znaleźć w finałach. Do ostatniej minuty była walka i bramka, za bramkę. Kiedy wydawało się, że będzie remis, w ostatniej dosłownie sekundzie Sergiusz Marekwica zdobywa zwycięskiego gola na 5:4. To była piękna wizytówka tego dnia eliminacyjnego. I można by zapytać: jak to się dzieje, że Strumień przegrywa z Istebną 4:1 i nie postawił wielkich wymagań zespołowi z Trójwsi, zaś lekko i bez problemów wygrywa z Kończycami Małymi 5:0? Taka piłka jest nieprzewidywalna, za co ją wszyscy kochamy. Nawet w tym okręgu potentat Cieszyn nie miał łatwo z Kończycami czy Pogórzem, co pokazuje, że nikt łatwo skóry nie sprzeda, a żeby awansować na finały musisz wejść na wysoki poziom i walczyć do końca, do ostatniej sekundy meczu. Tak jest na każdym Turnieju Bosko Cup, za co dziękujemy drużynom obu kategorii. Dla wielu postawa Cieszyna jest wielkim zaskoczeniem. Nikt nie przypuszczał, że ta drużyna tak zaskoczy pozytywnie. Taka walka i determinacja były również widoczne wśród ministrantów z Istebnej i Strumienia. W halowych eliminacjach Strumień wygrał 5:4, co dało im awans na finały, a „zieloni” grać musieli w barażach o premie awansu. Wtedy ten niesamowity Krystian Hanzel zdobył wszystkie cztery bramki. Tym razem „gwiazda” Istebnej wywiązała się ze swego statutu. Dwie bramki z trudnym rywalem i zwycięstwo 2:1 daje im pierwsze miejsce. Choć łatwo nie było, nawet miejscami zagrali dość ostro. Ten mecz stał na tak wysokim poziomie, że wszyscy mogli być zadowoleni. Przewaga obu zespołów nad trzecim w tabeli Cieszynem była olbrzymia. Jednak warto zawrócić uwagę, że podopieczni ks. Adriana Pietrasiny byli bardzo osłabieni. Mimo wszystko szacunek dla nich się należy, za to, że przyjechali i zagrali. Walczyli i się nie poddawali. Najważniejsze, że na każdej buzi był uśmiech i radość z tego, że tak pięknie spędziliśmy sobotę.