Niedziela X Halowe Finały – „Galaktyczni” nie chcą zejść na ziemię
Po sobotniej pierwszej odsłonie X halowych finałów, która zaostrzyła nam apetyty, czas na drugą część: półfinały, mecz o III miejsce i danie główne: finał tych rozgrywek. Drużyny zjechały z nastawieniem chęci zwycięstwa, każda z ekip chciała sięgnąć po najważniejszy puchar. Rajcza i Kończyce Małe już smak zwycięstwa znają. Pogórze tyle razy próbowało, jak się okazuje za każdym razem trzeba było obejść się smakiem. Tak samo Hałcnów – nadal w sferze marzeń pozostawia myśl o pucharze. Drużyny, które grały ze sobą w grupie: Hałcnów i Kończyce Małe były w niedzielę w takiej kolejności rozstawione, a do nich odpowiednio dolosowano zespoły Rajczy i Pogórza. Czy któryś z tych meczów półfinałowych był słabszy? Nic z tych rzeczy. Jeśli jesteś już na tym poziomie rozgrywek, to już mamy do czynienia z najsilniejszymi drużynami naszej diecezji. No więc emocje gwarantowane. Po losowaniu par półfinałowych, starcie Hałcnowa z Rajczą okrzyknięto jako przedwczesny finał, bo wielu liczyło na takie starcie w ostatnim meczu finałów. Los skojarzył te ekipy w półfinale, ale to nie była ich pierwsza konfrontacja. Oficjalnie na Bosko pierwszy raz zagrali ze sobą, ale przed tymi finałami sparing i …. Hałcnów odniósł zwycięstwo. Zatem mniej doświadczona ekipa czuła się mocniejsza mentalnie. Do pierwszej bramki mecz był bardzo wyrównany. Kilka zaczepnych akcji z jednej i z drugiej strony, aż niefortunny błąd obrońcy z Hałcnowa, wślizgiem zatrzymał Mateusza Dadaka tuż przed polem karnym. Szczęście, że arbiter nie pokazał kartki, no i przyznam, tu nawet spokojnie mogła być czerwona, bo było to ostre i bardzo niebezpieczne zagranie. Sędzia okazał się być bardzo wyrozumiały i miłosierny. Ale miłosierny nie był już Łukasz Worek, ustawiając piłkę i w swoim stylu chciał wykończyć tę akcję … bardzo silny strzał. Mur ustawiony, bramkarz czujny, ale Łukasz skuteczny i 1:0 dla Rajczy. Widać ten zawodnik ma „młotek” w nodze, bo kilkakrotnie na tych finałach bardzo mocne strzały nawet gdy niecelne, bądź w światło bramki siały popłoch w ekipie rywala. Rajcza grała swoje, a Hałcnów szukał okazji i zaczynał coraz bardziej naciskać, spychając obrońców tytułu do głębszej defensywy. Napór podopiecznych ks. Michała Marka dawał nadzieję, że zdążą odrobić stratę, a przy odrobinie szczęścia nawet wygrać to spotkanie, przecież to tylko 1:0. Rajcza tym czasem zaczęła grać dość zachowawczo, szafując siłami, z nastawieniem: dowieziemy ten wynik do końca, uda się jakoś obronić, żeby mieć więcej sił w finale. Przeliczyli się! Wszyscy wiedzą, że zabójczą bronią w ekipie w pomarańczowych koszulkach jest Konrad Faber. Filigranowy zawodnik o wielkim sercu do gry, robi wiele zamieszania i zdobywa bramki. Wszyscy wiedzą, że temu zawodnikowi, nie można zostawić wolnej przestrzeni, bo od razu to wykorzysta z zabójczą skutecznością. A jednak chwila nieuwagi wystarczyła, że zrobiło się 1:1. Hałcnów poszedł za ciosem i jeszcze bardziej przyciskał, a przewaga ich zaznaczała się z każdą upływającą sekundą gry. I nastąpiła najbardziej kuriozalna i kontrowersyjna sytuacja tych finałów. Przy jednej kontrze Hałcnowa, zza linii bocznej boiska wpadła piłka bardzo przypadkowo, którą bawił się zespół z Pogórza. Sędzia obowiązkowo musiał przerwać grę, bo na boisku znajdowały się dwie piłki i to w taki sposób, że dezorganizowała grę obronną Rajczy. Gwizdek sędziego i przerywanie gry. Ułamek sekundy po tym gwizdku, zawodnik oddaje strzał i piłka w bramce. Gol nieuznany. Pretensje, kontrowersje, ale niesłuszne. W myśl zasady, gwizdek sędziego i zatrzymanie akcji. Nie może mieć Hałcnów do nikogo pretensji, ponieważ najpierw był gwizdek, a dopiero później nastąpił strzał zakończony bramką. Zatem nadal 1:1, a Rajcza otrzymała „drugie życie” i w regulaminowym czasie gry na tablicy wyników nadal widniał rezultat remisowy. Zatem dogrywka, a może karne? Kto wie. Chwila odpoczynku, podpowiedzi opiekunów, krótka narada i gwizdek sędziego obwieszcza, że ten mecz trwa nadal. Kto wygra z presją, łatwiej radząc sobie z emocjami? Okazało się, że w tym momencie wyszło doświadczenie i dojrzałość gry jaką prezentuje Rajcza. W dogrywce wyszli na poziom, którego nie byli w stanie osiągnąć ministranci z bielskiej dzielnicy Hałcnów. Galaktycznie niczym latające komety, piłki były kierowane w światło bramki przez Mateusza Dadaka i Łukasza Worka i właśnie ci zawodnicy zdobyli po jednej bramce w dogrywce i tym samym odebrali jakiekolwiek nadzieje chłopakom z Hałcnowa na zwycięstwo. Jak mówił kapitan zespołu Mateusz Dadak: „trzeba walczyć bo to jest sport i pokazaliśmy tą dobrą stronę i nam się udało.” Podopiecznym ks. Michała nie można oczywiście odmówić waleczności w tym spotkaniu i determinacji, ale jednak większą dojrzałość taktyczną i umiejętność czytania gry, jak również gra bez piłki to coś czym odznaczają się ci wielcy, a wiemy, że Rajcza to prawdziwi mistrzowie.
Drugi półfinał to Kończyce Małe z Pogórzem, mecz który większość uważała, że ma jednego faworyta, a jest nim zespół z parafii NMP Królowej Polski. Sami ministranci z Sanktuarium Matki Bożej z dmuchawcem obawiali się swojego dzisiejszego występu. Dwa mecze trzeba było zagrać w bardzo okrojonym i osłabionym składzie. Można rzec, że w Kończycach był prawdziwy szpital, a Przemkowi Pilorzowi to chyba nikt nie zazdrościł, no bo jak zestawić skład, kiedy najlepszych dopadły kontuzje, a jeden z zawodników musiał wyjechać. Dzielnie walczyli i przystąpili do rywalizacji z rozpędzonym Pogórzem, które grało jak natchnione, a to co wyprawiał Przemek Górecki, to wprawiało wszystkich w zachwyt. Zdobyte cztery bramki potwierdziły tylko, że znamy już „Króla Strzelców”, a nie pozostawił złudzeń nikomu, że tytuł „Piłkarz Turnieju” też mu się należy. To był jego fenomenalny występ okraszony najpiękniejszą bramką zdobytą z rzutu wolnego w samo okienko. Takiego występu nie powstydziłby się Neymar, a sam Przemek mówił, kiedy nasz redaktor wychwalał go w wywiadzie: „tu się nie zgodzę, bo Szymon wszystkie piłki bierze, Daniel rozgrywa, a my wykańczamy…” Pokora i skromność tego zawodnika jest niesamowita, ale tak rodzą się wielcy piłkarze, pokornie robią swoje, a pochwały i oceny zostawiają innym, sami też doceniając wsparcie kolegów i całego zespołu w osiąganiu indywidualnych osiągnięć. Ten mecz był swoistym pogromem – koncertem gry Góreckiego, co dało zasłużony awans Pogórza do finału. W Kończycach Szostek był osamotniony, emocje nieraz wzięły górę i bezradne rozkładanie rąk pokazywało, że tym razem znów niczym powtarzana mantra, trzeba będzie grać tylko o III miejsce.
Zawodnicy musieli odpocząć więc tradycyjnie organizatorzy zorganizowali zabawę KOZAK BOSKO CUP. W zabawie wzięli udział przedstawiciele każdego z zespołów: Mateusz Dadak (Rajcza), Paweł Szostek (Kończyce Małe), Przemysław Górecki (Pogórze), Konrad Faber (Hałcnów). Wykonywane konkurencje były okazją do śmiechu i radości. No i trzeba powiedzieć, że wszyscy poradzili sobie bardzo dobrze z tymi konkurencjami.
Mecz o III miejsce Kończyce Małe – Hałcnów, te zespoły spotkały się w grupie, gdzie wynik był 2:4. Tu w małym finale pierwszą bramkę zdobyli bardziej doświadczeni ministranci z Kończyc. Jednak później z każdą minutą gasł zapał i wola walki, a Hałcnów coraz bardziej napierał. Dodatkowo samobójcza bramka Szymona Chowaniaka nieco dobiła zespół, który próbował atakować. Jednak Hałcnów z każdą minutą bardziej dominował i zdobywał kolejne bramki, a licznik zatrzymał się na pięciu. Wygrana 5:1 pokazała, że zespół z Bielska – Białej wrócił po latach i to w jakim stylu, ale sportowym…. Piłkarsko na ten zespół z wielką radością się patrzy, kibiców może radować sposób gry i polot, z jakim potrafią zdobywać kolejne sektory boiska i bramki. Ale zachowanie jakie zaprezentowali niektórzy z drużyny nie przystoi nikomu, a tym bardziej ministrantom. Tego muszą uczyć się od swoich starszych kolegów. Nigdy ten wielki Hałcnów tak się nie zachowywał, to był zespół o wysokiej kulturze osobistej. Młodsi koledzy Grduka i Wronki, muszą nad swoim charakterem popracować. Więc opiekun i wspierający go starsi lektorzy, będą musieli popracować na dobrymi manierami drużyny. Niejednokrotnie takie zachowania sędzia spokojnie mógł karać żółtą kartką, ale na szczęście dla zespołu kończyło się tylko na reprymendzie i wychowawczym upomnieniu. Panowie… gra toczy się na boisku, poza nim i w nas samych. W każdym elemencie trzeba grać tak, aby jak mówił nasz patron św. Jan Bosko: dobrze o nas mówiono! Nie zmarnujcie tego co w sobie macie. Dlatego w sporcie ważna jest dyscyplina, bo ona pozwala albo osiągać sukcesy, albo przegrywać wszystko, nie tylko puchary i mistrzostwa; wszystko, nawet życie. Sięgnijcie po to, co było wizytówką Waszych starszych kolegów, a wówczas znów staniecie się tym wielkim zespołem.
No i nadszedł czas na finał. Rajcza – Pogórze. Po trzech latach powtórka i szansa na rewanż dla Pogórza. Przemek Górecki pamięta to spotkanie bo był w kadrze zespołu z Pogórza, tak samo pamięta to spotkanie Łukasz Worek z Rajczy. W 2015 roku Łukasz był górą, jak będzie dziś? Oba zespoły zaczęły dość spokojnie to spotkanie, z minuty na minutę rysowała się przewaga Rajczy, częściej atakowali, jednak na wysokości zadania stawał bramkarz Pogórza Łukasz Kupka, ratując zespół przed utratą bramki. No i coś dziwnego, znikł nam Przemek w najważniejszym meczu. Częściej zostając w obronie, ograniczał do minimum grę ofensywną, w której czuje się zdecydowanie lepiej. Oczywiście próbował, ale jak popatrzymy przez pryzmat innych spotkań, gdzie więcej ciężaru gry brał na siebie, tym razem gdzieś był schowany. Pogórze próbowało kontratakować i zagrażać bramce Sebastiana Motyki, ale tak jeden jak i drugi zespół do przerwy nic nie zdobył i póki co mieliśmy remis. Mimo braku goli, nikt na tym meczu nudzić się nie mógł, bo było na co popatrzeć i wiele akcji wzbudziło aplauz na trybunach. Po przerwie emocji mieliśmy o wiele więcej, tych przyjemnych dla kibica, bo padły bramki, ale też takich których nikt nie lubi, bo pojawiła się kontuzja ręki zawodnika z Pogórza, która jak się okazało podziałała deprymująco na zespół, bo stracili kluczowego piłkarza. W drugiej połowie Rajcza zwiększyła intensywność gry, iście galaktyczny futbol zaprezentowali nam „Galaktyczni”, bo oni po prostu nie chcą schodzić na ziemię. To futbol totalny zaprezentowali nam ministranci z Sanktuarium MB Kazimierzowskiej. Umiejętnie się ustawiali, czytali grę zespołu z Pogórza, wyprzedzali ich, przejmowali podania, a swoje akcje niczym jak po sznurku piłka wędrowała ze środka na skrzydła, wystawka i piłka po kelnersku wystawiona na tacy by Łukasz Worek precyzyjnymi strzałami dwa razy zabił marzenia Pogórzan o pierwszej wygranej. Kropkę nad „i” postawił kapitan Mateusz Dadak i wszystko było jasne: Rajcza z piątym halowym Mistrzostwem; dziesiąte finały, a połowa pucharów na koncie Rajczy. Czy można mieć wątpliwości, że to zespół „Galaktyczny”, już chyba nikt nie zaprzeczy, że to wielka drużyna. W finałowym spotkaniu koncertowo zagrał Łukasz Worek, zagrał z doskonałą precyzją niczym Toni Kroos rozdzielał piłki, skuteczny w obronie, bezwzględny w ataku. Należy tu wyróżnić każdego zawodnika „Galaktycznych”, bo ten wymiar zespołu nieprzeciętny każdy z nich tworzy – od najmniejszego, walecznego, nieustępliwego Sebastiana Wydry, przez każdego gracza zespołu. To był koncert, poezja i maestria jaką zagrali nam piłkarze z Rajczy, do tego dostroili się zawodnicy z Pogórza i powstał kapitalny mecz, godny jubileuszowych X finałów. Pogórze znów próbowało ale Rajcza kolejny raz stanęła Im na przeszkodzie. Wszyscy obserwujący to spotkanie mogli czuć się nasyceni. Bo była to prawdziwa piłkarska uczta. Piękne halowe finały za nami. Bogu niech będą dzięki, za tak cudowne chwile, które wszyscy mogliśmy przeżyć, a każdy z nas dołożył cegiełkę, aby były to finały wyjątkowe.